Obrońca Twierdzy Kraków

 

Przyznaje, że gdyby była możliwość skorzystania z wehikułu czasu, to na parę dni przeniósłby się do drugiej połowy XIX wieku, kiedy Austriacy z perfekcją planowali i wznosili w Krakowie fortyfikacje Twierdzy Kraków oraz do początku XX wieku, aby sprawdzić, jak wypełniały swoje zadanie.

- Na własne oczy przekonałbym się, jaką rolę krakowskie forty odegrały podczas I wojny światowej.

Rosyjski walec parowy zatrzymał się wtedy u wrót Krakowa.

Może poznałbym odpowiedż, czy forty Twierdzy Kraków były kosztowną, niepotrzebną inwestycją, czy może jednak zjawiskiem opatrznościowym - zastanawia się Krzysztof Wielgus.

Jan Janczykowski, małopolski wojewódzki konserwator zabytków, mówi o nim: - To pasjonata, jakich trudno spotkać.

Ma wszechstronne zainteresowania i gigantyczną wiedzę.

Poza tym nie jest doktrynerem.

Można z nim dyskutować.

Jest świetnym popularyzatorem zamiłowania do zabytków.

Uczy ludzi, jak doceniać ich wartość.

Krzysztof Wielgus jest również propagatorem stworzenia w naszym mieście Bulwaru Lotników Alianckich.

Historia lotnictwa to jego druga pasja.

W tym przypadku z wehikułu czasu mógłby skorzystać nawet dłużej.

- To byłaby wielka frajda na jakiś okres przenieść się do czasów powstawania pierwszych samolotów.

Na pewno skorzystałbym z okazji i spróbowałbym, jak się lata tymi maszynami - podkreśla.

- Może też dowiedziałbym się, co się stało z samolotem z roku 1910, autorstwa krakowskich konstruktorów Bychne i Rozum.

Wiem, że maszyna była wystawiana w obecnym hotelu Monopol.

Nie wiadomo jednak, czy kiedykolwiek ktoś nią latał.

Sprawdziłby również, jak wyglądały plany dalszej rozbudowy krakowskich fortów oraz lotniska w Rakowicach - Czyżynach, których nie zrealizowano.

- To lotnisko było planem idealistycznym, znakiem polskich ambicji w dwudziestoleciu międzywojennym.

Gdyby zostało dokończone, byłoby olbrzymim sześciokątem i trzecim krakowskim elementem widocznym z kosmosu oprócz Starego Miasta i Nowej Huty - przekonuje 51 - letni Krzysztof Wielgus.

Z wykształcenia jest architektem.

Obecnie pracuje jako nauczyciel akademicki na Politechnice Krakowskiej.

Jego praca jest częściowo związana z hobby.

W liceum, zainspirowany książkami o fortyfikacjach prof. Janusza Bogdanowskiego, wsiadł na rower i rozpoczął samotne wyprawy do fortów Twierdzy Kraków.

Jako że jest to najpotężniejszy zespół fortyfikacji na terenie Polski, jedna z największych twierdz pierścieniowych w Europie, odkrywanie opuszczonych, często tajemniczych i mrocznych miejsc zajęło kilka lat.

- To były lata 1975 - 1977.

W tamtych czasach niektóre z tych obiektów wyglądały tak, jakby wojsko opuściło je przedwczoraj.

Była w nich naturalnie zachowana zieleń i bardzo dużo elementów wyposażenia pancernego.

Z początkiem tego wieku nastąpiła rzeż tych urządzeń.

Większość z nich pojechała na złom - wspomina.

Cały czas walczy o zachowanie tego, co jeszcze można uratować.

Swoją batalię o ochronę krakowskich fortyfikacji rozpoczął na studiach, kiedy wstąpił do Koła Naukowego ''Architektura Militaris''.

W latach 80. był jednym z głównych eksploratorów fortów Twierdzy Kraków.

Ocenia, że w tamtych czasach zajmowało się tym około tysiąc osób.

Z czasem było ich coraz więcej.

Póżniej na weekendowe wycieczki prowadzone przez Krzysztofa Wielgusa (w latach 90. został prezesem Towarzystwa Przyjaciół Fortyfikacji, obecnie jest w zarządzie) i innych znawców stawiało się nawet ponad 200 osób.

Wraz z miłością do fortyfikacji zrodziło się pytanie, co z nimi robić.

- Przede wszystkim trzeba je pokazywać ludziom.

Obecnie wzrasta popyt na niecodzienność, niezwykłość.

Taka jest turystyka kulturowa, na własne odkrywanie - przekonuje Krzysztof Wielgus.

Jego niespełnioną miłością jest lotnictwo.

Interesują go przede wszystkim pionierskie maszyny z początku XX wieku.

- Samoloty żyły wtedy tak krótko jak motyle, przez miesiąc, dwa.

Ich kształty były niepowtarzalne - wyjaśnia.

Krzysztof Wielgus miał udział w tym, że w Krakowie przetrwały zabytkowe samoloty z okresu I wojny światowej, które można obecnie oglądać w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Czyżynach.

W 1990 r. napisał opinię na temat tych maszyn.

Wraz z opiniami innych fachowców posłużyła do decyzji ówczesnego ministra kultury i sztuki o zatrzymaniu w kraju unikatowej kolekcji samolotów z okresu pionierskiego i I wojny światowej porzuconej przez Niemców na terenie okupowanej Polski i odnalezionej po II wojnie światowej.

Część unikatowego zbioru miała opuścić Kraków na zasadzie umowy - jako ekwiwalent za ich remont za granicą.

Brał również udział w opracowaniu programu ocalenia lotniska Rakowice - Czyżyny w formie Lotniczego Parku Kulturowego, który obecnie jest realizowany.

- To nowe Błonia miasta, zachowanie zielonego szwu między Krakowem a Nową Hutą.

Jest to przykład na to, że przy ogromnym nacisku deweloperów można zachować tereny zielone, na których co roku odbywa się ogromny piknik lotniczy z pokazami samolotowymi - zaznacza Krzysztof Wielgus.

W ostatnich latach zajmuje się również poszukiwaniem śladów samolotów rozbitych podczas II wojny światowej na terenie Polski.

Do tej pory wraz z nieformalną grupą badaczy zlokalizował 26 takich miejsc.

Wszystko zaczęło się od opowieści starych przewodników beskidzkich, którzy mówili, że gdzieś w górach leży rozbity samolot.

Wraz z grupą znajomych zaczął szukać jego pozostałości i odnależli szczątki maszyny liberatora o imieniu California Rocket o numerze 251 714 z 15 Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych.

Wraz z małżonką przeprowadził prace inwentaryzacyjne.

Pozwoliło to na stworzenie koncepcji pierwszego w Polsce miejsca pamięci poległych lotników amerykańskich - pomnika pod przełęczą Pańska Przechybka w Gorcach.

Pod patronatem prezydenta RP odsłonięto go w grudniu 1994 r.

Jest również orędownikiem utworzenia Bulwaru Pamięci Lotników Alianckich na krakowskim Zabłociu, gdzie w 1944 r. roztrzaskał się liberator, maszyna prowadzona przez kapitana Wrighta z załogą brytyjsko - australijską, powracającą ze zrzutu na placówkę Armii Krajowej.

- Małopolska jest dnem powietrznego oceanu, na który opadały wraki różnych maszyn.

Centrum pamięci poległych lotników powinno być miejscem wyrazistym - podkreśla Krzysztof Wielgus.

Dodaje, że na bulwarze przy Zabłociu powinna powstać wielka instalacja krajobrazowa poświęcona lotnikom, którzy zginęli w Małopolsce.

W jego centrum znajdowałby się pomnik przedstawiający część rozbitego liberatora w rodzaju fantomu.

Podkreśla, że nie mógłby realizować swoich pasji, gdyby nie wyrozumiałość i współpraca żony Jadwigi oraz synów Szymona i Grzegorza, których również w jakimś stopniu zaraził swoim hobby.

Pytany o ulubiony fort, wymienia bez namysłu zespół Fortu 44 Tonie.

Krzysztof Wielgus tak wyjaśnia swój wybór: - Tam oprócz fortów zachował się forteczny krajobraz, pasy zieleni maskującej.

Od 90 lat nie istnieje Monarchia Austro - Węgierska.

A właśnie teraz ten krajobraz przybiera kształt, jaki przewidzieli projektanci.

Spełnia swoją rolę.

Piękno zostało ocalone.

Tekst: Piotr Tymczak
Zdjęcie: Grzegorz Ziemiański
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 27 czerwca 2009 r.

Zobacz Także

blog You tube facebook Twitter

Kontakt


E-mail: fortyck@fortyck.pl

Fortyck.pl