Upalna niedziela w Sarajewie

 

Dwudziestego ósmego czerwca 1914 roku, koło dziesiątej wieczór, do starego, pozbawionego okien i podłogi domu wiejskiego listonosza we wsi Obljal w Bośni zapukał żandarm.

Raz, drugi.

Wreszcie przez niskie drzwi wyszedł zaspany gospodarz.

Głos żandarma, choć urzędowo chłodny, przecież ochrypły był od emocji.

- Wstawaj, Pepo.

Budź żonę.

Musicie natychmiast zgłosić się na posterunku w Grabowie.

- Teraz, w nocy?

- Teraz.

Przyszedł meldunek, że wasz Gawro - żandarm ledwo wykrztusił z siebie słowa - wasz Gawro zabił w Sarajewie arcyksięcia Ferdynanda.

Myśliwy staje się zwierzyną
Na początku dwudziestego wieku, w miękkim podbrzuszu Europy, na Bałkanach, ścierały się dwie tendencje: pierwsza dążyła do stworzenia stanów zjednoczonych południowej słowiańszczyzny, druga hołdowała idei państwa powstałego z wszystkich zamieszkanych przez Serbów ziem.

Poskromienie niepokornej, wzmocnionej niedawnym zwycięstwem nad Turcją Serbii uznawano w Wiedniu za zadanie pierwszoplanowe, niezbędne do utrzymania jedności całej czarno - żółtej monarchii.

Uzyskanie konsensusu drogą pokojową stawało się coraz bardziej nierealne również na skutek starań Rosji i Niemiec, robiących wszystko, by umocnić swe wpływy na Bałkanach.

W maju 1914 roku oficjalnie ogłoszono w Wiedniu, że udział w rozpoczynających się za miesiąc wielkich manewrach wojsk austriackich w bośniackim, należącym wtedy do Austrii, Sarajewie weźmie sam następca tronu, generalny inspektor armii, bratanek cesarza Franciszka Józefa I arcyksiążę Franciszek Ferdynand d'Este z małżonką Zofią.

Nienawidzący dążącego do wojny następcy tronu 84 - letni Franciszek Józef był zdecydowanie przeciwny i wojnie, i tej wizycie.

Ferdynanda (tak następcę tronu nazywali Czesi) gorąco do wyjazdu namawiała natomiast ukochana małżonka Zofia de domo Chotek, łaknąca honorów, jakich nie dane jej było odbierać w Wiedniu: przed ślubem była zaledwie hrabianką, a jej małżeństwo było morganatyczne (nie mogła używać nazwiska Habsburg, a dzieci nie dziedziczyły tronu).

Nie zrezygnowała z wyjazdu, choć piętrzyły się złe wróżby.

W Europie plotkowano potem, że jeszcze jesienią jej małżonek (zapalony myśliwy, położył 300 tys. sztuk zwierzyny!) mimo błagań przyjaciół zastrzelił na polowaniu białego koziołka, co według prastarych wierzeń myśliwskich oznaczało, że do roku z myśliwego zmieni się w zwierzynę.

Potem staremu cesarzowi śniła się babka, co u Habsburgów zawsze sygnalizowało największe nieszczęścia.

Już w sam dzień wyjazdu do Sarajewa zepsuła się salonka dworska, a z nieznanych powodów do Bośni nie dotarł sobowtór następcy tronu...

"Nie umieraj, żyj dla naszych dzieci"!
Już miesiąc przed zamachem gazety podały nawet dokładny program wizyty, trasy przejazdów i inne szczegóły.

Równocześnie wywiad austriacki informował Wiedeń, że arcyksiążę absolutnie nie powinien jechać do Sarajewa, gdyż zamach na jego życie był więcej niż prawdopodobny, przygotowywało się do niego co najmniej kilka wyposażonych w broń organizacji niepodległościowych.

W rezultacie para arcyksiążęca w upalną niedzielę, 28 czerwca jechała przez serbską stolicę odkrytym kabrioletem prawdziwą "aleją zamachowców".

Jeden z nich, Nedelejko Cabrinović, uchyliwszy grzecznie kapelusza, upewnił się u policjanta, czy aby dostojnik w samochodzie to rzeczywiście następca tronu, po czym rzucił bombę, która wybuchła obok kabrioletu.

Godzinę później na trasie kolejnego przejazdu pojawił się kolejny zamachowiec uzbrojony w dostarczony z Belgradu browning M1910 kal. 7,65 nr ser. 19074.

Był to członek organizacji nacjonalistycznej "Młoda Bośnia" i sprzysiężenia "Zjednoczenie lub śmierć" Gawriło Princip.

Strzelił dwa razy.

Oba strzały były celne, w tragiczny sposób spełniając marzenia i ofiary, i zabójcy: Austria wkrótce wypowiedziała wojnę Serbii, Niemcy - Rosji, Wielka Brytania i Francja - Niemcom.

Świat ogarnął pożar wielkiej wojny.

Księżna zmarła pierwsza, już w drodze do szpitala.

Patrząc na jej agonię ciężko ranny (kula przecięła mu tętnicę szyjną) Ferdynand błagał: - Zofio, nie umieraj, żyj dla naszych dzieci!

Wkrótce skonał i on.

Cesarza wiadomość o śmierci bratanka zastała w Bad Ischl, gdzie spędzał urlop.

"To straszne - powiedział do adiutanta.

- Ale Wszechmocny nie pozwala się prowokować, Siła wyższa przywróciła porządek, którego ja, niestety, nie potrafiłem utrzymać".

Ciała zamordowanych przewieziono okrętem do Triestu, a stamtąd pociągiem (wagonem lodówką wyprodukowanym w naszym Sanoku) do Wiednia, gdzie powitano je z demonstracyjną skromnością, zgodnie z etykietą dworskiego pogrzebu III klasy.

Na trumnie Franciszka Ferdynanda kazał mistrz ceremonii hrabia Montenuovo położyć książęcą koronę, kapelusz generalski, szablę i ordery, na trumnie Zofii wachlarz i białe rękawiczki - symbole damy dworu, którą zamordowana była kiedyś u ciotki Ferdynanda w Bratysławie.

Trumna małżonki następcy tronu stała w czasie egzekwii o 35 cm niżej...

Z Wiednia zwłoki w towarzystwie przeraźliwie płaczącej trójki dzieci zamordowanych przetransportowano na stacyjkę Pochlarn nad Dunajem, a stamtąd, nocą, w czasie upiornej burzy i oberwania chmury, cudem ratując trumny przed upadkiem w fale rzeki - do zamku arcyksięcia w Arstetten nad Dunajem, gdzie czekała na parę arcyksiążęcą przygotowana już przed kilku laty krypta grobowa: Franciszek Ferdynand zawsze chciał być pochowany obok małżonki, a wiedział, że dla tak nisko urodzonej osoby nie wpuszczą do wiedeńskiej krypty kapucynów, tradycyjnego miejsca pochówku Habsburgów.

W Arstetten nareszcie Zofia stała się równą mężowi - co może dziś sprawdzić każdy, kto poprosi o klucz do krypty.

Być może w setną rocznicę zamachu obie trumny zostaną po raz pierwszy otwarte.

Cela nr 1
Kilka minut po zamachu Gawriło Princip leżał już na bruku zalanej słońcem ulicy, kopany, bity i szarpany za włosy przez tajniaków i oszalały tłum.

Udało mu się włożyć do ust truciznę, ale cyjankali okazało się trucizną tylko z nazwy.

Przyłożył do skroni browning, ale nie zdążył nacisnąć spustu.

Przed sądem oświadczył, że nie żałuje niczego, no, może tylko śmierci małżonki Ferdynanda, która była Czeszką.

Przesłuchujący go sędzia śledczy zanotował: "Był niskiego wzrostu, twarz miał chudą, bladożółtą i trudno sobie wyobrazić, jak on, taki drobny, suchy i skromny mógł się zdecydować na taki zamach!

A cóż dopiero jego oczy!

Te jasnobłękitne, błyszczące oczy nie miały w sobie nic dzikiego, zbrodniczego"...

Zabójcy nie można było powiesić: w chwili zamachu miał 19 lat i 11 miesięcy, do pełnoletniości brakło mu 30 dni.

Skazano go na dwadzieścia lat ciężkiego więzienia, jeden post miesięcznie, twarde łoże i izolację w pomieszczeniu bez światła - 28 czerwca każdego roku.

Od drugiego roku wojny nie dawano mu mydła.

Przed drzwiami celi przez całą dobę stała warta z bagnetami na karabinach.

Celę Principa można oglądać do dziś na terenie zamienionej w muzeum byłej austriackiej twierdzy Terezin, służącej w czasie ostatniej wojny za niemiecki obóz koncentracyjny (znamy go z serialu telewizyjnego "Wichry wojny"), skąd wyruszały transporty do Oświęcimia (Cela nosi nr 1, znajduje się przy korytarzu dwunastym.

Przewodnik tłumaczy, że coraz mniej ludzi o nią pyta i zapewne dlatego schowano już w magazynie przykute do ściany potężne kajdany skazańca.

Princip okrywał je kocem, by przeraźliwie zimny metal nie parzył mu nóg.

Ze ściany nad pryczą zniknął również wiersz więźnia: "Nasze cienie będą chodzić po Wiedniu/Błąkać się po dworze i straszyć jaśniepanów".

Nikomu, w jakiejkolwiek formie, nie poskarżył się nigdy na nic.

Chorował na gruźlicę kości.

Więźniowie Terezina zapamiętali, jak w łachmanach, bez amputowanej ręki, roztaczający wokół siebie odór gnijącego ciała strzęp człowieka wlókł się - zawsze pod uzbrojona eskortą - od lekarza do swojej celi.

Zmarł w szpitalu więziennym 28 kwietnia 1918 roku.

Austriacy, nie chcąc tworzyć miejsca kultu, pochowali go natychmiast po śmierci, nocą, w nieoznakowanym grobie.

Zachowała się jednak relacja czeskiego żołnierskiego grabarza.

Dwa lata później ciało Principa ekshumowano, wywieziono do Sarajewa i pochowano z honorami należnymi bohaterowi narodowemu.

Suknia
Dwa tygodnie po zamachu w Sarajewie specjalny kurier przywiózł do pustej już siedziby arcyksięcia - zamku w Konopiszte pod Pragą fragmenty zakrwawionej sukni Zofii Chotek.

Zwinięta suknia leżała dziewięćdziesiąt lat w zamkowych magazynach.

Dopiero niedawno po odnowieniu i konserwacji włączono ją do stałej ekspozycji zamkowej, w prywatnych apartamentach małżonki Ferdynanda.

Owa suknia, kule, które przeszyły ciała ofiar, wstrząsające rysunki ich dzieci robione już po śmierci rodziców działają na naszą wyobraźnię bodaj czy nie bardziej niż suche fakty.

Opisy do załączników:
1 - Arcyksiążęca para

Arcyksiążęca para

Tekst: Leszek Mazan
Zdjęcie: Archiwum
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 22 czerwca 2012 r.

Zobacz Także

blog You tube facebook Twitter

Kontakt


E-mail: fortyck@fortyck.pl

Fortyck.pl