Szwarcgelby
Przed nami kolejna rocznica odzyskania państwowości.
Wiele więc okazjonalnych przypomnień tej ważnej chwili i okoliczności, które ją poprzedziły.
Kraków z tej ponadstuletniej opresji zaborczych sąsiadów wyzwolił się pierwszy; najkrócej też, jeśli odliczymy okres względnej swobody w czasach Rzeczpospolitej Krakowskiej znosił jarzmo obcego panowania.
A pod jego koniec, przez kilka dziesięcioleci korzystał ze swobód niewyobrażalnych nawet w zaborach pruskim czy rosyjskim.
Stąd też pewien do dziś pod Wawelem sentyment do bokobrodów Franc Józefa, ck Austrii i jej liberalnych rządów.
Ale oparty w istocie na wątłych przesłankach, bo ów reżim był długi czas, zwłaszcza w połowie 19. stulecia nie mniej opresyjny niż ten z Berlina i Petersburga.
"Po upadku kraju zjawiła się pasożytna imigracja od Prus i Austrii.
- pisze w pamiętnikach K. Girtler.
- Co tylko było tam głodne, biedne, to jak szarańcza lazło do, tak przezwanego, zdobytego kraju pod różnymi postaciami: rycerzy, administratorów, mędrców, przemysłowców, handlarzy, aby się tylko napaść, obłowić, a zawsze bez poświęcenia jednej kropli potu, a tym bardziej bez ofiary jednej kropli krwi.
Stała Polska otworem jak ziemia obiecana dla wszelkich cudzoziemskich torbiarzy, dla gawiedzi, która tłoczyła się na żer, ani myśląc o zapłacie.
W Krakowie co krok trzeba było utknąć na Niemcu, każdy tyle miał, co na sobie, a w sercu ohydną złość, nieżyczliwość dla krajowców w najwyższym stopniu, łakomstwa tyle, ile własnej nędzy, a pychy tyle, ile własnej podłości.
Właził że który do Polski jako do kraju, w którym by poczciwie chciał zarobić?
Boże uchowaj!
Każdy tuczył się jak zgłodnialec, drapał, darł bez sumienia, aby co tchu worek napełnić.
Naniósłszy w nasze obyczaje niemało śmieci i zgnilizny, wynosili się potem z kraju, czerniąc go, obgadując że głupi, wszawy, świński naród polski nie poznał się na wartości ich samych i ich cywilizacji.
Inni, rozsiali się, a nie odrodziwszy od swych macierzy, wydają dotąd podłe zielsko na cudzej niwie".
Mocne, gorzkie słowa ale od człowieka, który przez całe swe życie był świadkiem tych stosunków.
Ale i świadkiem obiektywnym, bo od razu dodaje: "Póki Polska była wolna, dawała przytułek cudzoziemcom, ludność miast polskich po wielkiej części w obcej krwi źródło miała, a była to ludność wierna, pracowita.
Wiele rodzin, o których pochodzeniu świadczą niepolskie nazwiska, tak się zjednało z narodem, że w razach potrzeby dla nowej ojczyzny pełne były poświęcenia i ofiary.
Często Niemiec z rodu zostawał na nowej ojczyźnie krwią i duszą Polakiem".
Różnie też odnajdowali się w tej rzeczywistości Polacy, którym przez cztery pokolenia przyszło żyć po obcym panowaniem i różnie się to do dziś ocenia.
Jedni wszczynali powstania, chwalebne, ale wykrwawiające najlepsze siły narodu, inni trwali w biernym oporze, jeszcze inni dawali przykład zaprzaństwa i serwilizmu wobec nowej władzy.
Zwano ich w Krakowie i Galicji "szwarcgelbami", od czarno - żółtych barw ck monarchii.
Taki był przykładowo komisarz policji Kostrzewski, tropiący zawzięcie studenckie kółka patriotyczne.
W 1898 r. taka organizacja "Wolnych Braci" złożyła nocą wieniec pod pomnikiem Mickiewicza, czcząc rocznicę ofiar rewolucji krakowskiej z 1848 r.
W dołączonym apelu zapowiadała zemstę za śmierć organizatorów powstania, straconych na mocy austriackiego sądu wojennego.
"Obłęd!! - pisał w swym raporcie Kostrzewski.
- Po tej zapowiedzi Wolni Bracia wystąpili jeszcze z odezwą, w której wyłuszczyli, iż ich dążeniem jest niepodległość Polski!"
Gorliwym szwarcgelbem był Agenor Gołuchowski ale - co ciekawe - zanim został z łaski cesarskiej namiestnikiem Galicji.
Na tym najwyższym stanowisku rządowym w Galicji zmienił zapatrywania.
W czasie wizyty Franciszka Józefa I w Krakowie witał go na dworcu po polsku.
Bardzo się zgorszył (wraz z prezydentem Dietlem, pół - Niemcem, słabo po polski mówiącym), gdy na posiedzeniu Rady Miasta St. Mieroszewski zaproponował, by chociaż cesarzową powitać w jej rodzimym języku.
Przed wizytą cesarzowej w szkole PP. Prezentek przełożona klasztoru pytała Gołuchowskiego, czy dzieci mogą zaśpiewać "Gott erhalte", hymn cesarski.
- Niech śpiewają, ale nie takie nudy, tylko coś bardziej interesującego - zaproponował namiestnik cesarski (!).
Sędziemu w Krzeszowicach, gdy mu się ten po niemiecku przedstawił, Gołuchowski odrzekł: "Kiedy polski chleb jesz, to się po polsku naucz."
Leon Like, z familii krakowskich patrycjuszy o obcych korzeniach, zraził się do Austrii, już mając lat dziewięć.
Na imieniny cesarza Franciszka I, u progu 19. stulecia spędzono dzieci do pałacu Spiskiego na okolicznościową akademię.
Po niej wzięto je na bankiet.
"Tu były galarety - opowiadał po latach - ale z nóg wołowych, korcynelką zafarbowane, bez cukru.
Od tej pory straciłem zaufanie do Austrii i już go odzyskać nie mogłem."
Opisy do załączników:
1 - Karykatura z 1918 roku kwitująca koniec Austro - Węgier
Tekst:
Jan Rogóż
Zdjęcie: Archiwum Autora
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 10 listopada
2012 r