Żołnierski opłatek
Dla chrześcijan na całym świecie Wigilia ma przede wszystkim wymiar religijny.
W tradycji polskiej to także święto rodziny.
W naszej najnowszej historii, w czasach zaborów, powstań narodowych, w latach wojny i okupacji rozłąka, nieraz na lata, to było częste doświadczenie wielu polskich rodzin.
Gdy w domu zostawały kobiety i dzieci - bo mężowie, ojcowie byli na wojnie, w lesie, w łagrach i obozach, na obczyźnie, w więzieniu, musieli się ukrywać - Wigilia pozwalała rodzinie połączyć się w sposób symboliczny, duchowo, dając siłę przetrwania.
Wspomnienie wielu takich Wigilii znajdziemy w pamiętnikach polskich żołnierzy, zesłańców, emigrantów, więźniów politycznych.
Poszarpane w tragicznej historii więzi rodzinne trwały w symbolicznej formie, dając siłę przeciw dezintegrującym społeczeństwo procesom, odporność na truciznę ideologii, propagandy antyreligijnej i antynarodowej, szczególnie w czasie najgorszego okresu stalinizmu, lat 1948 - 1956.
Z tych wielu relacji przypomnijmy dwie.
Wspomnienie Felicjana Sławoj Składkowskiego z jego pamiętnika polowego "Moja służba w brygadzie".
Wigilia 1915 roku pod Łowczówkiem.
Stacjonująca wtedy w Nowym Sączu I brygada Legionów pod dowództwem płk. Sosnkowskiego odpierała ataki nacierającej od Tarnowa armii rosyjskiej: "Strzelanina ustała.
Gęsta mgła spadła na całą okolicę.
Przypominamy sobie, że to Wigilia.
W izbie coraz ciaśniej.
Przychodzi wielu żołnierzy wycieńczonych, jak widma.
Grzeją się chwilę, dostają trochę kawy i muszą wracać.
My, głodni, brudni, bez zdejmowania butów od czterech dni, uważamy się i tak za uprzywilejowanych wobec tych, którzy te cztery dni siedzą w okopach, na zimnie, często o trzydzieści kroków od Moskali.
W tę noc wigilijną chłopcy nasi w okopach zaczęli śpiewać Bóg się rodzi.
I oto z okopów rosyjskich Polacy, których dużo jest w dywizjach syberyjskich, podchwycili słowa pieśni i poszła w niebo z dwóch wrogich okopów!
Podobno jeden z naszych młodych chłopców wziął do niewoli ojca swego, którego zabrali do wojska rosyjskiego".
Niektórzy historycy kwestionują tę opowieść, ale ma wszelkie cechy prawdopodobieństwa.
Utrwalił ją w naszej tradycji Zygmunt Nowakowski, aktor, pisarz i sławny felietonista IKC - a, także legionowy kombatant, w sztuce Gałązka rozmarynu, najbardziej kasowym przedstawieniu lat międzywojnia.
Po roku 1939 także Nowakowski obchodził już Wigilie na emigracyjnej tułaczce; nie wrócił za życia do ukochanego rodzinnego Krakowa.
Wigilię 1915 roku Sławoj Składkowski obchodził też w polu, we wsi Leśniewka na terenach odbitej z rąk rosyjskich Kongresówki.
Inna już atmosfera, nie frontowa.
"Przyszło dużo podarków i zakupów z prowiantury, tak że nikt nie będzie głodny i opuszczony.
Ma przyjechać do nas na pierwszy dzień świąt ksiądz biskup Bandurski, honorowy kapelan Legionów.
Każdy z oficerów otrzymał od Warszawskiego Komitetu Gwiazdkowego życzenia świąteczne, podpisane przez szereg wybitnych osobistości.
Mamy więc w tych dniach uroczystych świąt - kontakt z Krajem.
Byliśmy na Pasterce, potem jedliśmy wspólną kolację w kasynie pułkowym, a teraz cała Leśniewka dudni od kolęd, śpiewanych po wszystkich kwaterach.
Wrócił obywatel major Żymierski z zakładu sanitarnego brygady, słaby, ale już bez gorączki.
Chodziliśmy po kwaterach łamać się opłatkiem z żołnierzami.
Wszyscy są uroczyści i weseli, tak że atmosfera jest naprawdę świąteczna".
Ten wspomniany "obywatel major Żymierski" to późniejszy z nadania sowieckiego marszałek Polski, agent NKWD w polskim mundurze.
Jeszcze w Lublinie w 1944 roku, w polowym szpitalu, jak wspomina kapelan ksiądz płk M. Puacz, łamał się z rannymi opłatkiem, obcałowywał z nimi, obdarowywał czekoladą.
Ale już wkrótce inne zaprowadził porządki w polskiej armii.
Wspomina dr W. Jaszewski, cytowany przez J. Chmielewskiego w zbiorze "Wigilie niewoli i wolności": "W 1955 r. odbywał się kurs oficerski dla rezerwy we wsi Prałkowce koło Przemyśla dla 74 rezerwistów.
W dniu Wigilii żołnierze kupili białe świece i każdy miał obowiązek przynieść gałązkę świerczyny.
Kolacja o 18.00 - podano kawałek placka, kiełbasy, szynkę.
Koledzy powiedzieli, że połamiemy się plackiem, gdyż nie mamy opłatka.
Powiedziałem, że połamiemy się opłatkiem, który otrzymałem od księdza Jaszewskiego, proboszcza z Protulina.
O 20.00 wszyscy zapalamy świeczki i ustawiamy na tylnych częściach łóżka, przyozdabiając świerczyną imitującą choinkę.
Opłatek podzielono na 74 żołnierzy.
Zacząłem składać życzenia.
Jeden z żołnierzy nie wytrzymał i zaczął śpiewać: Wśród nocnej ciszy, a za nim dwa kursy.
Na głos kolęd wpadł do nas zastępca dowódcy pułku ds. politycznych Halejcio, stawiając wszystkich do raportu na korytarzu - musieliśmy 10 razy schodzić po schodach na plac ćwiczeń i do pokojów.
Na drugi dzień ukarano nas, cały kurs otrzymał dwa tygodnie karnego".
Opisy do załączników:
1 - Rok 1913,
ostatnia pokojowa wigilia, 13. pułk piechoty "dzieci krakowskich" w Koszarach im. arcyksięcia Rudolfa przy ul. Warszawskiej (dziś budynki Politechniki Krakowskiej)
Tekst:
Jan Rogóż
Zdjęcie: Archiwum Autora
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 22 grudnia
2012 r.