Galicyjskie bagno emigracyjne
Druga połowa XIX w. i początek wieku XX to czas masowej emigracji z ziem polskich.
Trudne warunki ekonomiczne, bieda, przeludnienie i głód ziemi pchały mieszkańców galicyjskich i królewiackich wsi do szukania lepszego życia za oceanem.
Głównym centrum wysyłki emigrantów stał się Kraków.
Obowiązujące w cesarstwie austriackim od 1867 r. liberalne przepisy zapewniały obywatelom prawo do wychodżstwa.
Do tradycyjnej zarobkowej emigracji sezonowej na saksy doszła więc emigracja stała, osiedleńcza.
W latach 70. XIX w. tłumy austriackich i rosyjskich poddanych ruszyły do europejskich portów, by po długiej morskiej podróży wylądować w Ameryce.
Ziemie polskie ogarnęła gorączka emigracyjna.
Zgodnie z mechanizmami wolnego rynku przedsiębiorcze jednostki od razu dostrzegły w masowym ruchu emigracyjnym możliwości sporego zarobku.
Szybko pojawiły się zatem instytucje zajmujące się tzw. organizacją ruchu wychodżczego.
Powstały instytucje, stowarzyszenia i firmy obejmujące ''opieką'' emigrującego włościanina od wyjazdu z jego rodzinnej wsi, aż do przybycia na nowe miejsce zamieszkania za oceanem.
Opieka zaczynała się nierzadko od namówienia potencjalnego emigranta do wyjazdu i skorzystania z usług takiego, a nie innego towarzystwa przewozowego.
Dalej pomagano w sprzedaży domu i majątku oraz dojechaniu do Krakowa, gdzie emigrant otrzymywał kartę okrętową zwaną powszechnie szyfkartą.
Z Krakowa ekspediowano go do któregoś z europejskich wielkich portów (Hamburga, Liverpoolu, Triestu, Bremy, Rotterdamu), skąd na pokładzie transatlantyku odpływał do Ameryki.
Zdarzało się, że na miejscu towarzystwo zabezpieczało przejazd do miejsca osiedlenia.
Wokół tak zorganizowanego przedsięwzięcia powstał prawdziwy instytucyjny przemysł.
By wyekspediować dziesiątki tysięcy emigrantów opuszczających z rodzinami corocznie Galicję (a także Królestwo Polskie, stamtąd bowiem zwykle emigrowano przez Kraków), utworzono opiekuńcze instytucje humanitarne, jak Polskie Towarzystwo Emigracyjne, Towarzystwo Opieki nad Wychodżcami ''Opatrzność'' czy Galicyjskie Towarzystwo Opieki nad Wychodżcami św. Rafała.
Część z owych instytucji opiekuńczymi była tylko z nazwy.
Pod pozorem otaczania opieką wyjeżdżających kryła się często komercyjna działalność polegająca na masowej sprzedaży kart okrętowych i ekspediowaniu maksymalnie dużej ilości ludzi przy jak najmniejszych nakładach.
By skłonić do wyjazdu jak najwięcej osób, uciekano się do stosowania fałszywej propagandy emigracyjnej.
Przed włościanami roztaczano fantastyczne obrazy dobrobytu za oceanem.
Łatwość zarabiania pieniędzy, uprzejmość jakiej imigranci tutejsi doznają ze strony władz imigracyjnych, na kolejach itp., ogólny poziom życia społecznego, odpowiadający gustom i zwyczajom szerokich mas tworzą razem milieu, w którym emigrant dość chętnie szuka szczęścia - czytamy w broszurze propagującej wyjazdy do Kanady.
W Brazylji nie potrza pracować i w jedwabnych bucikach chodzić, bo już z ubraniem to bagatela, bo jako kraj gorący - to z kolei reklama Brazylii.
Nie trzeba wspominać, że warunki zastane na miejscu rzadko kiedy odpowiadały propagandowym obrazom.
Do propagowania wyjazdów starano się nawet wciągnąć duchownych, obiecując im na cele dobroczynne i kościelne po 4 Ruble od każdego do nas przysłanego wychodżcy.
Ambicji humanitarnych nie miały natomiast galicyjskie przedstawicielstwa dużych linii okrętowych.
Ich celem było tylko i wyłącznie sprzedanie jak największej ilości kart okrętowych.
Tutaj właśnie otwierało się pole do rozmaitych nadużyć.
Pisze o nich szczegółowo Grzegorz Kowalski z UJ w swojej pracy o przestępstwach emigracyjnych w Galicji w końcu XIX i na początku XX w.
By zapewnić sobie należytą liczbę pasażerów, przedstawicielstwa posługiwały się nielegalnymi agentami terenowymi zwanymi ''naganiaczami''.
Ci zajmowali się werbowaniem potencjalnych pasażerów, uciekając się niejednokrotnie do kłamstw i oszustw przy przedstawianiu warunków podróży i osiedlenia, a także pobieraniu zaliczek.
Notorycznie łamano też przepisy ustawy wojskowej zabraniające ekspediowania za granicę poborowych (nazywanych popisowymi).
Agenci i przedstawicielstwa, by uniknąć kontroli austriackiej żandarmerii, wysyłali popisowych przez porty północne w Niemczech i Holandii, zamiast przez Triest, jak mieli w obowiązku.
Agent pokątny Daim w Pstrągowej przewoził wychodżców popisowych koleją umieszczając ich pod ławkami w miejscach ustępowych - czytamy w piśmie Namiestnictwa do Dyrekcji Policji w Krakowie.
Centrum emigracji (a i przemytu) stał się Kraków.
Tutaj mieściły się główne siedziby instytucji emigracyjnych, tutaj znajdowały się główne przedstawicielstwa towarzystw okrętowych.
Na dworcu głównym codzienne dyżury pełnili pracownicy towarzystw i linii, którzy wychwytywali przyjeżdżających z prowincji emigrantów, kierując ich do właściwych schronisk.
Jednym z nich było schronisko Polskiego Towarzystwa Emigracyjnego mieszczące się w istniejącym do dziś budynku przy ul. Radziwiłłowskiej 23.
Tam emigranci spędzali noc lub dwie.
Po dopełnieniu wszystkich formalności byli ekspediowani do właściwych portów.
Konkurencja między firmami organizującymi wychodżstwo sprawiała, że wzajemnie podkupywano sobie pasażerów, pisano demaskatorskie artykuły w życzliwych sobie gazetach i wysyłano odpowiednie donosy na policję.
Cały ów splot wzajemnej rywalizacji, sprzecznych interesów ekonomicznych, alarmującej sytuacji społecznej, poważnych kryminalnych przestępstw i drobniejszych wykroczeń, połączony z nieustającym wypływem siły żywej z kraju sprawił, że w lokalnej publicystyce pojawił się adekwatny termin określający ten chory stan - galicyjskie bagno emigracyjne.
Osoby zaś biorące w nim czynny udział zyskały miano hien emigracyjnych.
Z drugiej zaś strony władze miały pełną świadomość swoistej konieczności istnienia tego fatalnego zjawiska, jakim była ekonomiczna emigracja z ubogiego w końcu kraju.
Bo jak napisał w swoich pamiętnikach były namiestnik Galicji prof. Michał Bobrzyński - Stosunki tak się złożyły, że eksport pracy ludzkiej stanowił najważniejszy artykuł w bilansie ekonomicznym Galicji.
Niekończący się wypływ poborowych skłonił wreszcie władze austriackie do zajęcia się tym procederem.
Tuż przed wybuchem I wojny światowej sądy i policja rozpoczęły energiczne śledztwa przeciwko największym instytucjom emigracyjnym.
W ich siedzibach przeprowadzono rewizje, skonfiskowano dokumenty i materiały propagandowe, a do aresztów trafili najwyżsi ich urzędnicy.
Prowadzone z rozmachem śledztwa przerwał wybuch I wojny światowej.
Na mocy decyzji cesarza z sierpnia 1914 r., sformalizowanego rozporządzeniem Ministerstwa Sprawiedliwości, zawieszono wszystkie postępowania karne odnoszące się do osób pełniących służbę wojskową.
Objęło to większość spraw związanych z przestępstwami emigracyjnymi.
Sytuacja zawieszenia trwała do końca istnienia monarchii.
Galicyjskie sprawy emigracyjne ostatecznie zakończyła amnestia władz niepodległej Polski z lutego 1919 r.
Tekst: Paweł Stachnik
Grzegorz Maria Kowalski, ''Przestępstwa emigracyjne w Galicji 1897 - 1918. Z badań nad dziejami polskiego wychodżstwa''
Wyd. Uniwersytet Jagielloński, Kraków 2003
Źródło: "Dziennik Polski" 10 września 2005 r.