Ta wyśniona, wymarzona...
Blisko dziewięćdziesiąt lat temu Kraków stał się pierwszym polskim miastem, w którym spełnił się z dawien dawna oczekiwany sen o niepodległej Ojczyżnie.
Na ten historyczny moment czekano 123 lata.
Marzyły o tym pokolenia ''zrodzone w niewoli, okute w powiciu''.
Wieszczyli go poeci.
Nikt w najśmielszych przypuszczeniach nie sądził, że to dawna siedziba Piastów i Jagiellonów stanie się miastem, które ''pierwsze zapaliło światło wolności''.
Ci, którym przyszło odejść przed odzyskaniem niepodległości, jeszcze przed śmiercią z goryczą pisali, że nie dożyją wolnej ojczyzny.
Znakomity poeta, dramaturg Lucjan Rydel przed śmiercią z żalem stwierdzał, że ''nie dożyję wolnej, zjednoczonej, niepodległej Polski''.
List Rydla nosi datę 8 kwietnia 1918 roku.
Takie to były marzenia Polaków u schyłku wielkiej wojny światowej, kiedy sprawa polska zaczynała nabierać rumieńców.
Pamiętny stał się dla Krakowa dzień 31 pażdziernika 1918 roku, jak również dni następujące po nim.
Już 27 pażdziernika w sali obrad Rady Miejskiej zebrali się posłowie do parlamentu austriackiego, podejmując uchwałę o przynależności ziem polskich, wchodzących w skład monarchii Habsburgów, do Polski.
Następnego dnia powołano do życia Polską Komisję Likwidacyjną.
Dwa dni potem na wiecu w gmachu Sokoła urzędnicy ''wszelkiej kategorii'' zadeklarowali, iż od tej pory są oni wyłącznie urzędnikami państwa polskiego.
I nadszedł ranek 31 pażdziernika, kiedy to żołnierze pochodzenia polskiego pod dowództwem porucznika Antoniego Stawarza rozbroili Austriaków w koszarach w Podgórzu, po czym przypiąwszy narodowe kokardki i orzełki przeszli na Rynek Główny, przejmując tutaj odwach przy Wieży Ratuszowej.
Zerwano austriackie godła, zawieszono polskie flagi.
W budynku Magistratu (pałac Wielopolskich) Austriacy zgodnie przekazali władzę w mieście w ręce pułkownika Bolesława Roi, którego Polska Komisja Likwidacyjna mianowała komendantem wojska.
Kraków stał się zalążkiem niepodległej Polski i jako pierwszy zrzucił jarzmo zaborczej niewoli.
Na budynkach miejskich i domach prywatnych szybko pojawiły się - z góry przygotowane - akcenty patriotyczne.
Znienawidzeni Austriacy opuszczali miasto.
Akcenty patriotyczne dały też znać o sobie w ówczesnej prasie, nie tylko w artykułach wstępnych i politycznych, ale także w drobnych komunikatach.
''Niebywałe podniecenie - pisał już 30 pażdziernika ''Głos Narodu'' - panuje w mieście, bo każda chwila przynosi zmiany.
Zdaje się, że śnimy, lecz i sen przechodzi wszelkie oczekiwania, wypadki przechodzące szybko, jedne po drugich przynoszą zupełne przeobrażenie.
Żyjemy już w wolnej Polsce.
Z Wieży Mariackiej rozbrzmiewa hejnał.
Ludność z rozrzewnieniem wsłuchuje się w tony Roty Konopnickiej.
Żołnierze w mundurach austriackich, lecz z orłami i kokardkami''.
Ówczesna prasa znakomicie oddawała nastroje panujące w mieście.
Do tego dopisał krakowski teatr.
Na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego, tym razem bez wszechobecnej cenzury, dopuszczono sztuki niechętnie widziane przez austriackiego zaborcę.
W prasie zapowiadano ''wystawienie w najbliższym czasie sztuki L. Rydla ''Jeńcy''.
Tekst odegrany zostanie bez skróceń, które swojego czasu poczyniła cenzura austriacka''.
3 listopada ''Głos Narodu'' informował: ''Jutro, w poniedziałek w Teatrze Powszechnym uroczyste przedstawienie z powodu przyłączenia wolnego już Krakowa do Niepodległej Zjednoczonej Polski''.
Największą popularnością cieszyły się sztuki Lucjana Rydla - ''Jeńcy'', ''Betlejem polskie'', w którym wprowadzono legionistów i ''momenty szarży pod Rokitną''.
Na murach kościołów rozplakatowano klepsydry o następującej treści: ''Przejęte niezmierną radością oznajmują do niedawna ujarzmione a dziś wolne narody, że ich zła macocha AUSTRIA - WIEDŻMA operowana w Zakładzie Wilhelma, zmarła po ciężkich kurczach na uwiąd starczy, przeklęta przez wszystkich, którzy mieli nieszczęście z nią się zetknąć.
Ohydny jej pogrzeb odbył się w tych dniach na polach Macedonii, nad Piawą i Renem.
Niech odpoczywa w wiecznym spokoju i niechaj nigdy nie doczeka się zmartwychwstania.
Polacy, Czecho - Słowacy, Jugosłowianie''.
Takie też były przejawy radości z odzyskanego niepodległego bytu.
Wszak obalono znienawidzonego zaborcę - Austrię.
Wiele przejawów radości notował ''Czas'', który jako dziennik dzielił z mieszkańcami Krakowa wszelkie wzloty i upadki, dostarczając informacji o tak doniosłych dla Polski i Krakowa chwilach.
Dokumentowały je czasem niezwykłe wiersze, nieraz o nikłych walorach literackich, niemniej będące przejawem wzruszeń pokolenia, któremu pozwolono wybić się na niepodległość.
Jeden z takich wierszy skreślił na łamach ''Czasu'' znany wówczas poeta i dramaturg, Ludwik Hieronim Morstin:
''Na karkach wichrów leci wieść,
nad chaty, wsie i sioła,
że w górę serca trza nam wznieść,
olbrzymów moc nas woła,
że zjawą ojców sen się stał
o Polsce zmartwychwstałej,
rozwinął Bóg nad stosem ciał
nasz sztandar orło - biały''.
Znakomity przekaz o pierwszych chwilach niepodległości skreślił prof. Karol Estreicher (junior), który w pamiętnym roku 1918 liczył dwanaście lat.
31 pażdziernika uznał za ''najświętniejszą godzinę swojego życia''.
To właśnie w tym dniu udał się z kolegami na Wawel, do katedry, gdzie pomagał w uruchomieniu słynnego dzwonu Zygmunta, nie zdając sobie sprawy, dlaczego właśnie biją w ten historyczny dzwon.
Gdy skończyli, młody Karol pobiegł szybko do miasta, na Rynek Główny.
''Tam - zanotował - tłumy skupiły się pod Wieżą Ratuszową, w jednym miejscu, gdzie warta austriacka oznaczała przynależność Krakowa do monarchii Habsburgów.
Orkiestra kolejarzy stała przed odwachem i grała wesołe marsze.
Nagle z ulicy Grodzkiej sprężystym krokiem wkroczyła kompania wojska, wojska polskiego.
Na czele szedł (...) Roja, witany okrzykami tłumów, wśród kwiatów jesiennych rzucanych mu z okien.
Na czapkach mieli kokardy narodowe w nocy tajnie uszyte, bączki zamienili na orzełki z blachy, buty i mundury mieli liche, a karabiny pordzewiałe.
Ale miny mieli tęgie, choć młodzi byli i wzrostem mali.
Stanęli kompanią przed odwachem.
Gdy hejnał z Wieży Mariackiej grał godzinę dwunastą, gdy orkiestra rżnęła hymn narodowy, gdy chorągwie biało - czerwone wykwitały na domach, gdy ludzie płakali i nieznajomi ściskali się za ręce, rozległy się głosy komendy polskiej, a warta Deutschmeistrów stanęła na baczność.
(...) Ich dowódca oddawał Roji szablę i patrzyli nienawistnie na kompanię chłopców, w ręce której składali swoją władzę.
Czepiony kraty odwachu widzę jeszcze złe błyski w ich oczach, gdy spadał żelazny dwugłowy orzeł Habsburgów i pękł na dwoje i widzę ciągle ich złość, gdy biały jednogłów zawisł u szczytu.
Wojsko polskie zaciągnęło wartę.
Tłumy wyły''.
Wydaje się, że relacja profesora Estreichera oddaje nastroje tamtych pażdziernikowych chwil.
Dodajmy, że młody Karol wtedy dostał w tyłek od swego ojca prof. Stanisława Estreichera, nie za to, że w tym właśnie dniu wybrał się na wagary: ''starym krakowskim zwyczajem biję ci w skórę na Rynku, nie dlatego żeś poszedł za szkołę, ale żebyś pamiętał ten dzień!''.
Już po upływie roku wspomniał ten historyczny moment Włodzimierz Tetmajer: ''Jako uczestnik wraz z gen. Roją aktu oswobodzenia Krakowa i jako pierwszy kierownik pierwszego w wolnej Polsce urzędu wojskowego imieniem tego gen. Roji i wojska, jak i cywilnej ludności Krakowa wyrażam cześć i hołd ku miastu, które pierwsze zapaliło światło wolności.
Dostojny Naczelnik Państwa (Józef Piłsudski) za swego pobytu w naszym starym grodzie stwierdził, że tutaj spoczywa, przechowana, myśl polityczna polska, ta myśl zdrowa, bo w czyny i zdarzenia dziejowe bogata i płodna.
(...) Pod jakimkolwiek mundurem i znakiem biło serce polskie i brzmiała polska mowa, tam był ani austriacki, ani ruski, ani pruski, ani legionowy czy francuski żołnierz, bo wszędzie i zawsze był tylko jeden żołnierz polski i tylko dla Polski serce jego biło!
I znów Kraków nasz stary, jak polityków, tak i żołnierzy w onym dniu zjednoczył!''.
Dopełnieniem tych, jakże cudownych dni, było w królewskiej katedrze na Wawelu uroczyste nabożeństwo - 3 listopada - celebrowane przez księcia biskupa krakowskiego Adama Stefana Sapiehę, który na zakończenie uroczystości zaintonował hymn dziękczynny ''Te Deum laudamus'' - ''Ciebie Boga wychwalamy''.
Niespełna rok póżniej - w pażdzierniku 1919 roku - Kraków stał się niemym świadkiem unifikacji wojska polskiego.
Do podwawelskiego grodu przybyli Józef Piłsudski - naczelnik państwa i naczelny wódz, generał Józef Haller - dowódca słynnej Błękitnej Armii, oraz generał Józef Dowbór - Muśnicki, naczelny wódz Armii Wielkopolskiej.
Podniosłe uroczystości zaczęły się mszą św. pontyfikalną w katedrze wawelskiej.
Tutaj oczekiwali prymas Edmund Dalbor i pięciu biskupów z Adamem Stefanem Sapiehą na czele, który zwrócił się do prymasa tymi słowy: ''aby jako pierwszy dostojnik Kościoła i następca tych, którzy korony królom na głowy nakładali, pobłogosławił wodzom, by jako wierni słudzy działali dla chwały Bożej i Ojczyzny''.
Nadeszła wzruszająca dla wszystkich zebranych w murach tej dziejowej katedry chwila błogosławienia naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego i pozostałych wodzów, po czym odśpiewano ''Te Deum laudamus'' i ''Boże, coś Polskę''.
Piłsudski zszedł do krypt królewskich i złożył wieniec na sarkofagu Tadeusza Kościuszki.
Tym samym w pełni ziścił się sen o niepodległej.
Tekst: Michał Rożek
Źródło: "Dziennik Polski" 12 listopada 2005 r.