C.k. szkoła inwalidów
Wojna, która się sroży już rok trzeci i to głównie na naszych ziemiach, pociągnęła za sobą mnóstwo ofiar w ludziach.
Część dzielnych obrońców rodzinnego kraju poległa śmiercią bohaterską na polu chwały, część ich wróciła już wprawdzie z frontu między swoich, ale jako kaleki i inwalidzi.
Gdy pierwszym poświęcamy żałosne wspomnienie, wielbiąc ich męstwo i ofiarność, tem serdeczniej natomiast zająć się musimy losem drugich, by nie stali się ciężarem społeczeństwa, ale znależli po wojnie zajęcie umożliwiające im zarobienie sobie uczciwie na kawałek chleba.
Tak w styczniu 1917 r. pisały krakowskie ''Nowości Ilustrowane''.
Rzeczywiście nowoczesna wojna, jaką niewątpliwie były działania trwającego właśnie europejskiego konfliktu, przyniosła niespodziewaną liczbę zabitych i rannych.
Masowe armie, jakie w sierpniu 1914 r. wyruszyły na front, szybko spłynęły krwią, a z pól bitew podniesiono tysiące okaleczonych.
Żołnierz - kaleka powróciwszy z frontu dostaje się do szpitala, gdzie poddanym zostaje gruntownemu leczeniu.
Jeżeli się okaże koniecznem odjęcie którejś z kończyn, czy to ręki, czy nogi, zastępuje się je członkami sztucznymi, czyli tak zwanymi protezami.
Z początku, jak zapewniają sami inwalidzi, trudno się jest obejść bez brakującej części ciała, z czasem przecież przez ciągłe ćwiczenia tak się można sztuczną ręką lub nogą posługiwać, że nikt nie wiedzący o tym nie pozna, że to kawałek martwego drzewa lub żelaza, nie żywego ciała - wyjaśniała gazeta.
By zatem pomóc świeżym inwalidom, działający na terenie monarchii austro - węgierskiej Komitet Opieki Wojennej nad Inwalidami założył w całym kraju sieć szkół fachowych.
Szkoły miały przysposabiać żołnierzy inwalidów do wykonywania w przyszłości praktycznego zawodu w miarę ich zdolności umysłowych i fizycznych.
Jeżeli wierzyć prasowej relacji, szkoły te rozwijały się nadzwyczaj pomyślnie.
Władze wojskowe nie szczędziły funduszy na ich uposażenie.
W parze z tym szła dobroczynność społeczeństwa spieszącego w miarę możliwości z wydatną pomocą materialną i moralną.
Kierownicy i komendanci szkół pracują z poświęceniem dla dobra nieszczęśliwych, a ci, niedawno żołnierze, dziś uczniowie, z wzorową pilnością i gorliwością przyswajają sobie najróżnorodniejsze wiadomości, by z nich w póżniejszym życiu praktycznie skorzystać.
Największa i najlepiej wyposażona szkoła inwalidów działała w Budapeszcie.
Podobną, choć oczywiście mniejszą, c.k. szkołę dla żołnierzy inwalidów wojennych założono w Krakowie.
Jej oddział przemysłowy mieścił się przy ul. Smoleńsk 9, a jego zadaniem było kształcenie byłych żołnierzy do praktycznego zawodu w rozmaitych kategoriach rękodzieła i przemysłu.
Pomieszczenia oddziału przemysłowego mieściły się częściowo w budynku miejskiego Muzeum Techniczno - Przemysłowego (uczniowie korzystali tam z urządzeń maszynowo - technicznych), częściowo zaś w sąsiedniej Szkole im. Jana Kantego.
W 1917 r. oddział przemysłowy obejmował szesnaście następujących działów rękodzielniczych zorganizowanych w formie warsztatów: szewski, krawiecki, stolarski, ślusarski, kowalski, stelmarski, zegarmistrzowski, koszykarski, bednarski, introligatorski, drukarski, cyzelerski, tokarski, snycerski, szczotkarski i fryzjerski.
W ramach szkoły działał także warsztat wyrabiający protezy dla okaleczonych w walkach żołnierzy.
Do oddziału przemysłowego przyjmowani byli inwalidzi, którzy wcześniej pracowali w zawodach przemysłowych, a po odniesieniu ran i nabyciu inwalidztwa nie mogli ich już więcej wykonywać.
W szkole uczono ich zatem nowego fachu, odpowiedniego do ich zdatności fizycznej.
Drugą kategorią przyjmowanych do szkoły byli inwalidzi, którzy nie mając żadnego zabezpieczenia majątkowego chcieli nauczyć się nowego zawodu związanego z techniką.
Nauka w oddziale przemysłowym obejmowała teorię i praktykę.
Nauczycielami byli zawodowi werkmistrze z rozmaitych zawodów przemysłowych przydzieleni przez komendę wojskową do szkoły.
Ponadto uczniów analfabetów uczono także pisania i czytania.
Kierownikiem technicznym oddziału przemysłowego był inżynier Eugeniusz Tor, komendantem wojskowym nadporucznik Stanisław Piotrowski.
By ukazać społeczeństwu rolę szkoły, a także efekty nauczania organizowano wystawy jej dorobku.
Wystawę taką urządzono m. in. w marcu 1917 r.
Sale Muzeum Techniczno - Przemysłowego wypełniły się wtedy wyrobami powstałymi w szkolnych warsztatach.
Były tam zatem produkty z zakresu ślusarstwa i stolarstwa budowlanego, oddział cyzelerski zaprezentował naczynia, kubki, popielniczki, przyrządy kościelne: kielichy, kadzielnice i lampy.
Inną salę zajął oddział drzewny, gdzie umieszczono wyroby tokarskie i rzeżby, w tym w trzech charakterystycznych typach: zakopiańskim (kredens), huculskim (skrzynia) i rumuńskim (krzyż).
Dalej znajdowały się wyroby stolarskie białe i politurowane (szafki, stoły).
Obok stolarstwa prezentował się bogato oddział koszykarski, gdzie oprócz wyrobów zwykłych, takich jak kosze podróżne i targowe, znalazły się wyroby koszykarskie galanteryjne z trzciny, prętów struganych i traw.
W następnej sali prezentowano oddział introligatorski i drukarski oraz rysunki.
Były tam bogate, artystyczne oprawy książek, albumy, oprawy zwykłe, druki, druki kolorowe (pastorałki, kartki pocztowe).
Osobną salę zajmowało krawiectwo męskie i damskie oraz szewstwo.
Można było tam obejrzeć duży wybór garniturów męskich, kostiumów damskich, mundurów wojskowych i ubrań dziecięcych.
W oddziale szewskim wystawiono roboty cholewkarskie, roboty próbne z różnych materyałów, następnie ze skóry, a dalej gotowe wyroby od najprostszych do eleganckiego obuwia, tak damskiego, jak męskiego.
Ostatnią salkę przeznaczono na bednarstwo i szczotkarstwo, jako że ten oddział był najmłodszym warsztatem w szkole.
Szczotkarze zaprezentowali gamę szczotek przeznaczonych do różnych rzeczy - ubrań, mebli, kapeluszy.
Krakowska szkoła dzięki umiejętnemu kierownictwu przełożonych i pilności uczniów rozwijała się bardzo dobrze.
Wysokie osobistości, które ją wizytowały i miały okazję przekonać się o postępach elewów, z dużym uznaniem wyrażały się o jej prowadzeniu i urządzeniu mogącym służyć za wzór podobnym instytucjom humanitarnym.
Nie ulega kwestyi, że i ogół popiera wydatnie starania inicyatorów, przyczyniając się w ten sposób do przysporzenia naszemu społeczeństwu pożytecznych i pracowitych jednostek.
Zapewnienie im na stare lata bodaj jednego takiego spokojnego bytu to nasz święty obowiązek, od którego nikt usuwać się nie powinien i nie może - pisały ''Nowości Ilustrowane''.
Tekst: Paweł Stachnik
Cytaty pochodzą z tygodnika ''Nowości Ilustrowane''
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 4 lutego 2006 r.