Tajne służby od kuchni i wychodka
Stwierdzono, że w ustępach publicznych miejskich, jak również w pisoirach tut. kawiarń, restauracyi i hoteli - nieznani sprawcy umieszczają na ścianach ustępowych napisy, wierszyki i ilustracye o treści w wysokim stopniu niewłaściwej i karygodnej oraz nieobyczajnej.
W związku z powyższym wezwać natychmiast właścicieli i zarządców tych kawiarń i restauracji gdzie wypadki te miały miejsce - upomnieć ich, że dotychczas zaniedbali usunąć wzmiankowane napisy z własnej inicjatywy oraz najsurowiej nakazać im natychmiastowe usunięcie rzeczonych napisów, wierszy i ilustracyi, a to pod zagrożeniem nałożenia wysokich kar, a równocześnie zobowiązać do czuwania, by w razie powtórzenia się podobnych wypadków o ile możności sprawców oddali do ukarania, a umieszczone przez nich napisy bezzwłocznie usunęli.
Tej treści dokument odnalazłem w archiwum w papierach po nieboszczce ck policji krakowskiej.
Po tekście zarządzenia następuje wyliczanka najelegantszych lokali krakowskich, od Grand Hotelu i kawiarni Bisanza począwszy, a obok autografy ich właścicieli bądż zarządców potwierdzających, iż zarządzenie ''do wiadomości przyjęli i zobowiązali się jak najdokładniej przestrzegać''.
Tradycja bazgrania po ścianach toalet sięga zapewne antyku i najczęściej poziom takich złotych myśli jest adekwatny do miejsca ich uwiecznienia.
Raczej nie wzniecają rewolucji ani nie burzą imperiów.
Jeśli jakakolwiek władza sądzi inaczej oznacza to nieodmiennie jedno - jej dni są policzone.
Znamienna jest data wydania zarządzenia - 5 lipca 1918 roku.
To łabędzi śpiew zmurszałej habsburskiej monarchii.
Zauważmy, że zarządzenie różnicuje treści inkryminowanych haseł.
Jedne są nieobyczajne, drugie karygodne i niewłaściwe; co przeczy zdrowemu rozsądkowi, bo to, co nieobyczajne, sprośne, na ogół jest karygodne, a już na pewno niewłaściwe.
Jednak owe subtelne distinctio, talmudyczny niuans ma swoje racje.
Karygodne ''napisy, wierszyki i ilustracye'' wyrażają niechybnie stosunek korzystających z pisuarów krakowian do ck monarchii i jej instytucji.
Głowy za to nie położę - bo wydająca zarządzenie władza nie cytuje, choćby przykładowo, tych antypaństwowych treści - ale lepszej interpretacji nie znajduję.
Tym bardziej że zarządzenia nie wydały ani cywilne władze Krakowa, ani miejscowa policja, a tajne służby ck monarchii, służby w niej - jak w każdym zresztą reżymie - do końca najwierniejsze z wiernych.
Ta instytucja to HKStelle (Hauptkundschaftstelle) - wywiad wojskowy, którego zwierzchnikiem w Krakowie był pod koniec wojny podpułkownik Morawski.
O jego oglądzie rzeczywistości świadczy relacja hr. Zygmunta Lasockiego, szefa administracji Polskiej Komisji Likwidacyjnej ze spotkania polskich działaczy niepodległościowych z komendanturą Twierdzy Kraków w krakowskim ratuszu 31 pażdziernika 1918 roku, ostatnim dniu austriackiej niewoli: ''Rozpoczęły się pertraktacje o bezzwłoczne poddanie się.
Generał Bengini (dowódca Twierdzy) był bardzo przygnębiony, łzy kręciły mu się w oczach i zachowywał się biernie.
Ostrzej stawiał się szef sztabu płk Grimm.
Morawski zaś wyciągnął rewolwer i świadczył, że jest Polakiem, jednak jako oficer nie zwolniony z przysięgi, broni nie złoży.
Położy trupem każdego, kto chciałby mu ją odebrać, a potem siebie zastrzeli''.
Najpewniej to on, ten Rejtan a rebours, z nadczynnością gruczołu lojalnościowego polecił podwładnym ścigać po krakowskich sanitariatach szpiegów i defetystów.
Zejście z tego padołu krakowskiego KStelle przemianowanego pod koniec wojny na NStelle (Nachrichtenstelle) - Biuro Informacji dokonało się więc w tonacji kabaretowej, ale sądzić, iż sama ta instytucja była niepoważna - to błąd.
''Krakowskie KStelle odgrywało w czasie wojny wielką rolę - pisze Z. Lasocki.
- Skupiały się w nim nie tylko sprawy wywiadu i kontrwywiadu, także sprawy polityczne, prasowe itp. dotyczące wojska i wojny.
Jego archiwum zawierało wiele informacji politycznych, także danych szpiegów i donosicieli.
Zaraz po objęciu władzy PKL poleciła opieczętować archiwum.
Gdy chciano zbadać te akta i wydelegowana komisja przystąpiła do pracy okazało się, że pieczęcie są pozrywane i wiele aktów zaginęło''.
Kazimierz Sedlaczek w antologii wspomnień i relacji z tych czasów zatytułowanej ''Polacy o Leninie'' nadmienia incydentalnie, iż jako członek Batalionu Akademickiego został przydzielony w listopadzie 1918 r. do pilnowania budynku przy pl. św. Magdaleny.
''Do niedawna miała tam pomieszczenie austriacka komendantura miasta.
Było zimno, z braku drzewa i węgla spalano całe naręcza makulatury, pism, formularzy, którymi pokryte były podłogi, stosy zalegały półki i stoły kancelaryjne...
W jednym ze skrzydeł budynku na I piętrze odczytałem nad drzwiami napis K. Stelle.
Wiele książek, pism i druków rozrzuconych było na ziemi.
Tu również wyłamano zamki w szafach i biurkach.
Widać i tu grasowali rabusie''.
Ale chyba nie tylko...
Kto i w jakim celu wynosił akta z archiwum krakowskiego KStelle?
W niewielkiej części odpowiedż na to daje list adresowany do naczelnego dowódcy wojsk polskich we Lwowie gen. Rozwadowskiego: ''Odnośnie do ustnego wezwania przedkładam wyjaśnienie na dwa pytania - 1. Kiedy i dlaczego wszedłem w stosunki z płk Morawskim?
2. Na czym polegały te stosunki?
(...) Ograniczały się one wyłącznie do spraw legionowych.
Nawet nie wiedziałem, że Morawski jest oficerem wywiadowczym.
(...) Miał on przez lata 1915 - 1916 informatorów bezpośrednich w Krakowie w gronie najwybitniejszych ''niepodlegościowców'' (...).
Krakowskie akta wpadły w ręce moich partyjnych, najbezwzględniejszych wrogów.
Usiłują mnie moralnie zabić, nie cofając się przed żadnym fałszem i oszczerstwem.
Gdy przeto podnieśli oni oskarżenie i żądają wykreślenia mnie z armii polskiej, proszę o pozwolenie obrony mej czci i ścigania oszczerców na drodze sądowo - karnej.
Podpisano - płk. Władysław Sikorski.
W aktach ck policji krakowskiej zachowało się zaledwie kilkaset mało znaczących arkuszy z archiwum krakowskiego KStelle.
Resztę w roku 1925 przekazano do Wydziału Informacji MSW w Warszawie.
Los sporej części tej spuścizny jest nieznany.
Archiwa komórki politycznej krakowskiej policji współpracującej ściśle z HKStelle, wraz z prawie dwoma tonami papierzysk po Leninie odesłano w tym samym czasie do ''dwójki'' - II Wydziału Sztabu Generalnego zajmującego się wywiadem.
Przechowywano je w warszawskiej Cytadeli.
Część w okresie międzywojnia w ramach wymiany trafiła do Moskwy; jeszcze w 1945 roku NKWD przesłuchiwało szukając archiwum Lenina komisarza Krupińskiego, ostatniego szefa krakowskiej ck policji.
Część przejęli Niemcy zajmując Warszawę w 1939 r.
Być może wywieżli akta podczas odwrotu i spoczywają w lochach jakiegoś bawarskiego zamczyska.
Bo jak słusznie zauważył Wł. Bukowski - archiwa nie płoną.
Cenne i niebezpieczne są zemstą zza grobu upadłych reżymów.
Tekst:
Jan Rogóż
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 19 kwietnia
2008 r.