Rozbita eskadra
Cmentarz Rakowicki - pas 57 wschód, sekcja planu 31, grób nr 6735 - hipnotyzujące spojrzenie młodzieńca zatrzymuje zaintrygowanych przechodniów.
Nagrobna płaskorzeżba przedstawia twarz Stanisława Marii z Tomic Łodzia Tomickiego, jedynego dziedzica rodu, młodego pilota, który 31 sierpnia 1918 roku zginął w bitwie powietrznej nad włoskim Tyrolem.
Walczył po stronie Austro - Węgier.
Za chwilę minie godz. 9 rano.
Z położonego wśród wysokich gór lotniska Romagnano, odrywa się sześć dwupłatowców typu Oeffag D. III o charakterystycznych opływowych kadłubach, podobnych do ryby.
Ich skrzydła i boczne powierzchnie pokryte są setkami zielonych i rdzawych plamek, doskonale maskujących na tle kamienistych turni.
Te samoloty zbudowane na niemieckiej licencji Albatrosa, w zakładach w Wiener Neustadt, są lepsze od pierwowzoru; charakteryzują się niezłą wytrzymałością i prędkością.
Siły lotnicze Austro - Węgier powstały w roku 1912.
Ich uzdolnionym, konsekwentnym i energicznym dowódcą był podpułkownik Emil (Milan) Uzelac, syn Słoweńca i Polki.
Zmagał się z niebywałymi trudnościami technicznymi i organizacyjnymi, a mimo to udało mu się stworzyć niewielkie liczebnie, ale skuteczne i stosunkowo dobrze wyposażone lotnictwo.
Służyło w nim wielu Polaków - zarówno przedstawiciele starych sławnych rodów (np. ks. Leon Adam Sapieha i Stanisław Maria Tomicki), jak i synowie urzędników, np. Franciszek Linke - Crawford z Krakowa (prawdziwy as z 27 zestrzeleniami na liście zwycięstw).
Służba w powietrzu była zaszczytna, romantyczna i straszliwie niebezpieczna, o czym świadczy fakt, że w czasie I wojny światowej, niezależnie od strony wojującej, zginął co drugi żołnierz lotnictwa.
Tak wysokich strat procentowych personelu nie odnotowano nawet w okresie II wojny światowej.
Oeffag kpt. Friedricha Navratila oznaczony jest na burcie czerwonym sercem przebitym strzałą; por. Stefana Steca - biało - czerwoną szachownicą.
Lecą na nowszych maszynach z serii oznaczonej 253, wyposażonych w znakomite silniki Austro - Daimlera o mocy 226 koni mechanicznych.
Za nimi podporucznicy: Stanisław Tomicki (z wielką swastyką na białym pasie), Jaroslav Kubelik, Josef Pürer (prawdziwy żółtodziób, dyplom pilota otrzymał dopiero 11 lipca) oraz sierżant Otto Forster.
Ta czwórka pilotuje starsze i mocno już wysłużone myśliwce serii 153, o słabszych, dwustukonnych silnikach.
Niejednolitość sprzętu za chwilę okaże się dla nich zabójcza.
Podstawową jednostką lotnictwa Austro - Węgier była kompania lotnicza (niem. Fliegerkompanie, w skrócie Flik).
Kompanie formowały się z jednostek garnizonowych, zwanych Parkami Lotniczymi.
Z krakowskiego 7. Parku Lotniczego wywodził się więc Flik 7., a z 3. Parku w Görz - Flik 3. - najsilniej spolonizowana eskadra austriacka (to w niej służył Stanisław Maria Tomicki).
Kompania Flik 3. rozpoczęła służbę bojową jesienią 1914 roku na lotnisku w Bażanówce pod Sanokiem.
Latała wówczas na nieuzbrojonych samolotach Aviatik B. I.
Głównym zadaniem pilotów było rozpoznanie sił rosyjskich (o walkach myśliwskich jeszcze nikt wówczas nie śnił).
Kompania walczyła zarówno na froncie galicyjskim, jak i włoskim.
Dopiero w 1917 roku (na lotnisku Gardolo) przekształcono ją w kompanię myśliwską - Flik 3J (od niemieckiego Jagd - myśliwski).
Zbliża się godz. 9.30. Stefan Stec dostrzega nad Pergine samotny, dwuosobowy myśliwiec brytyjski Bristol F2b ''Fighter'', który najprawdopodobniej wykonuje zadanie wywiadowcze.
Mimo że jest to świetny samolot (potrafiący nawiązać równorzędną walkę z jednomiejscowymi myśliwcami) dla Polaka i Chorwata nie stanowi trudnej zdobyczy i po chwili płonący brytyjski wrak spada w dół.
W ferworze walki Stec i Navratil odrywają się od młodych podopiecznych Ci zaś, zmagając się ze starszymi i wolniejszymi maszynami, po prostu gubią się pomiędzy szczytami gór.
Zostają sami w rejonie masywu Monte Zugna.
Właśnie na to czeka eskorta zwiadowczego Bristola.
9 czerwca 1918 roku dowództwo Flik 3J, stacjonującego na lotnisku Romagnano, objął doświadczony lotnik pochodzenia chorwackiego, kpt. Friedrich (Miroslaw) Navratil.
Nadchodzący sierpień miał stać się dla niego i jego kompanii miesiącem największej chwały i skończyć się tragedią.
Pod rozkazami Chorwata znalazło się wielu Polaków.
Bardzo doświadczonym pilotem był por. Stefan Stec, latający w kompanii od 1915 roku, kolejnym - Franciszek Peter.
Niebawem dołączyli do nich nowicjusze - Stanisław Maria Tomicki (dyplom pilota o numerze 966 uzyskał 6 stycznia 1918 roku), Michał Solski i Józef Kopecki.
Wojowano z przeważającym liczebnie lotnictwem włoskim i wspierającymi je, śmiertelnie grożnymi pilotami brytyjskimi.
Anglicy mieli olbrzymie doświadczenie bojowe i świetne maszyny.
Na froncie zachodnim w jednym starciu brało wówczas udział nawet ponad 60 maszyn.
Godne zauważenia jest to, że Królewskie Siły Powietrzne liczyły latem 1918 roku łącznie ponad 22 tysiące samolotów.
Tymczasem siły austro - węgierskie na froncie w Tyrolu mogły wówczas wystawić niewiele ponad 80 czynnych aeroplanów!
Mimo to i mimo że wojna dla monarchii cesarza Karola I była już wówczas przegrana, lotnicy austro - węgierscy nie poddawali się i wciąż wygrywali w powietrznej walce nie tylko z lotnikami włoskimi, ale także brytyjskimi.
Jest godz. 9.35, trzy myśliwce Sopwith F. 1 Camel z eskadry C 45 dywizjonu RAF spadają, od strony słońca, wprost na zagubioną czwórkę.
Anglicy są doświadczonymi pilotami - podporucznicy J. Cottle i M. R. James zaliczyli już ponad pięć zestrzeleń maszyn, jedynie R. G. H. Davis jest nowicjuszem.
Camele są najzwrotniejszymi maszynami, jakimi dysponuje ententa.
Rozpoczyna się wściekła walka kołowa, w której zwyciężyć muszą bardziej doświadczeni Brytyjczycy.
Po kilku minutach Cottle zestrzelił Pürera i Forstera James - Kubelika i Tomickiego.
Gdy nad Monte Zugna pojawiają się Navratil i Stec widzą tylko puste niebo i wraki czterech maszyn leżące na górskich zboczach.
Walka, która rozegrała się 31 sierpnia 1918 roku, była długo komentowana, podjęto nawet dochodzenie wojskowe.
Rozbita została doskonała eskadra, co więcej, po ciosie tym upadł duch jednostki.
Navratil załamał się, 21 września rozbił, po banalnym błędzie, samolot i, ciężko ranny, już nie wrócił na front.
Przez jakiś czas honor jednostki utrzymywali jeszcze, ciągle walcząc, Stefan Stec i Franciszek Peter.
Navratil po wojnie służył w lotnictwie jugosłowiańskim.
Po utworzeniu zależnej od Niemców Republiki Chorwackiej, został w roku 1941 ministrem obrony w rządzie Ante Pavelicia.
Mimo stosunkowo umiarkowanej polityki (przeciwstawiał się czystkom wśród ludności serbskiej) został po wojnie skazany na śmierć i rozstrzelany.
Takiego losu uniknął pułkownik, póżniej generał Emil Uzelac (dowódca sił lotniczych Austro - Węgier).
Po rozpadzie mocarstwa dowodził lotnictwem królestwa Jugosławii, a w czasie II wojny światowej znalazł się w lotnictwie chorwackim, walczącym u boku Luftwaffe.
Mimo tego faktu, doświadczenie, autorytet i legendarna uczciwość Uzelaca nie pozwoliły podnieść na niego ręki nawet reżimowi Tity; stary dowódca zmarł naturalną śmiercią, w latach 50. XX wieku.
Stefan Stec, w pażdzierniku 1918 roku opuścił Flik 3J i na sekretne wezwanie Polskiej Organizacji Wojskowej wyjechał do Lwowa.
Walczył jako lotnik w obronie miasta przed Ukraińcami.
29 kwietnia 1919 roku, nad Sokolnikami zestrzelił ukraiński samolot (było to pierwsze zwycięstwo powietrzne w lotnictwie polskim), a 10 maja zniszczył ukraiński balon obserwacyjny.
Zwycięstwa te dodał do siedmiu samolotów i dwóch balonów zniszczonych w latach Wielkiej Wojny.
Zginął w wypadku lotniczym w roku 1921.
Jego osobisty znak - biało - czerwona szachownica - tak spodobał się dowódcy wojsk lotniczych odrodzonej Rzeczypospolitej, Hipolitowi Łossowskiemu, że już w grudniu 1918 roku nakazał ją malować na wszystkich samolotach, jako oficjalny znak lotnictwa polskiego, który obowiązuje do dziś.
Stanisław Maria Tomicki nie doczekał wolnej Polski, rozminął się z nią o niecałe dwa miesiące.
Jego szczątki odnależli włoscy piechurzy w rejonie szczytu Monte Zugna w Trentino, w roztrzaskanym samolocie oznaczonym swastyką.
Ten sam znak znajduje się na płaskorzeżbie i wschodniej elewacji grobowca na cmentarzu Rakowickim.
Swastyka wymalowana na kadłubie nie oznaczała wówczas nic, poza tym, że miała być symbolem szczęścia i osobistym znakiem rozpoznawczym pilota.
W austro - węgierskich, cesarskich i królewskich wojskach lotniczych mogły lecieć w jednym szyku samoloty ozdobione swastyką, Gwiazdą Dawida, znakiem Jin - Jang i biało - czerwoną szachownicą, i nie miało to jakichkolwiek podtekstów ideologicznych.
Ciało Tomickiego przewieżli do Krakowa w 1922 roku jego rodzice Józef Maria Tomicki i Jadwiga z Petrażyckich Tomicka (zwłoki ekshumowano i przeniesiono z cmentarza we włoskim Arsiero).
W tym roku mija 90. rocznica odzyskania niepodległości i 90. rocznica rozbicia eskadry, której dzieje stanowią historię polskiego lotnictwa.
Lotnictwa, które nie powstałoby, gdyby nie młodzi ludzie szkolący się, a póżniej latający m. in. w barwach zaborczych Austro - Węgier, Niemiec i Rosji.
Może z tej okazji warto wybrać się na cmentarz Rakowicki i odwiedzić grób Stanisława Marii Tomickiego.
Polaka, który nie doczekał niepodległej Polski.
Tekst:
Katarzyna Fiedorowicz
(Tekst powstał na podstawie materiałów zebranych i opracowanych przez dr. inż. Krzysztofa Wielgusa z Politechniki Krakowskiej)
Ilustracja: Z archiwum Krzysztofa Wielgusa
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 29 sierpnia
2008 r.