Kto chce zniszczyć zabytkowe budynki?
- Zrujnować, a potem wyburzyć - tak najprościej można pozbyć się zabytku - mówi dr Krzysztof Wielgus.
Zespół militarny przy ulicy Wita Stwosza to unikat w skali kraju, jeśli chodzi o zabudowę militarno - industrialną, wpisany do rejestru zabytków.
W ostatnich tygodniach przeszedł prawdziwe tornado - ktoś ukradł większość stalowych elementów, w tym także te, które podtrzymują konstrukcję budynków.
W środku śpią bezdomni, a obiekty zamieniły się w śmietnisko.
A wszystko ma miejsce w centrum Krakowa, 15 minut drogi od Rynku Głównego.
- Jeszcze trzy tygodnie nic się tutaj nie działo.
Obiekty podupadały, miały wybite szyby, ale były zamknięte.
Teraz nie ma drzwi, dziurami świecą studzienki kanalizacyjne, pękają ściany, pozbawione ukradzionych, stalowych elementów nośnych.
Nie jest zabezpieczone wejście do podziemi.
Wejście tutaj grozi śmiercią - opisuje dr Krzysztof Wielgus, miłośnik fortów i rzeczoznawca ministra kultury, m. in. w zakresie opieki nad zabytkami militarnymi.
O sprawie wie już Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, policja i służby konserwatorskie.
Chodzi o zespół czterech budynków, pod częścią z nich znajdują się hale i korytarze, które uchodzą za największe podziemia w mieście.
Budynki powstawały w latach 1888 - 1905 i były zapleczem aprowizacyjnym Twierdzy Kraków.
Tu np. mieściła się fabryka konserw i dwie piekarnie, które w czasie oblężenia Twierdzy mogły wypiekać ponad 40 tysięcy bochenków chleba na dobę.
Ich wyposażenie projektował Polak, inżynier Jan Guńkiewicz.
Tylko jeden budynek to własność miasta i jest właśnie adaptowany na Muzeum Armii Krajowej.
Jest to najlepiej odnawiany budynek poprzemysłowy w mieście.
Jednak jak tak dalej pójdzie, będzie miał otoczenie slumsów.
- Ten zespół to unikat z bardzo bogatą historią - podkreśla dr Wielgus.
Był najnowocześniejszym i najdroższym wojskowym obiektem produkcji i przechowywania żywności w całej monarchii austro - węgierskiej.
Tutaj mieściło się centrum zaopatrzenia Twierdzy Kraków, które w 1918 r. zostały odebrane Austriakom tak szybko, że nie zdążyli wywieźć zgromadzonej tu żywności.
Błyskawiczna akcja por. Jana Zastawnika i jego kolegów uchroniła miasto przed głodowymi rozruchami.
Tu też spadły pierwsze bomby na Kraków, rankiem 1 września 1939 r., niszcząc jeden ze spichrzów.
Podczas okupacji żołnierze Armii Krajowej wielokrotnie wykradali Niemcom zgromadzone tu wyposażenie, nie obyło się bez ofiar.
Jego zdaniem, gdyby wcześniej zespół został wykupiony w całości przez władze województwa czy gminę - można było zrobić w tym miejscu muzeum przestrzenne, godne fenomenu Polskiego Państwa Podziemnego z jeszcze bogatszą ofertą, a cześć obiektów zaadaptować na cele komercyjne, np. hotel czy sale konferencyjne.
Teraz koszty remontu budynków urosły do takich kosztów, że trudno będzie znaleźć chętnego.
- Ze względu na lokalizację, miejscem interesują się deweloperzy.
Zrujnować, a potem wyburzyć - tak najprościej można pozbyć się zabytku.
To niestety znany proceder, zwłaszcza, jeśli chodzi o zabytki poprzemysłowe czy militarne - ubolewa dr Wielgus.
Właścicielem obiektów jest spółka deweloperska.
Jan Janczykowski, wojewódzki konserwator zabytków, skierował doniesienie do policji i skontaktował się z właścicielem.
W najbliższym czasie przeprowadzona będzie kontrola - Jeśli doszło do nieodwracalnych zniszczeń, będę zmuszony skierować sprawę do prokuratury - mówi Jan Janczykowski.
W budynku zakładu konserw zachowała się oryginalna winda z przełomu XIX/XX wieku, która jeszcze do wczoraj była kompletna.
Nie ma takiej drugiej w Krakowie.
Tekst:
(PP)
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 28 maja
2011 r.