Obóz ''Płaszów'' dzieli Kraków
Na
80 hektarach rozrzucone są prochy wielu
tysięcy osób.
Koncepcja zagospodarowania tego wielkiego
cmentarzyska została właśnie oprotestowana.
Czy jest to walka o prestiż?
Czy o prawdę historyczną?
Czy może o 25 milionów złotych, które miasto
chce przeznaczyć na realizację projektu?
Protestują: Związek Byłych Więżniów Obozów,
Gmina Żydowska, Krzysztof Bień - uczestnik
konkursu, który w obozie stracił brata,
Klub Architekta, prof. Witold Cęckiewicz
oraz radna miejska.
Na razie nad zbiorową mogiłą pochylają się
pijaczkowie, właściciele psów i amatorzy
miłości pod gołym niebem.
Niekoszoną trawę rozjeżdżają koła motocykli
i quadów.
Można się domyśleć, że nie wiedzą, po czym
jeżdżą.
Prawdopodobnie wielu krakowian nie zdaje
sobie sprawy z tego, że był tu obóz koncentracyjny.
Znają tylko imponujący pomnik, który w tym
momencie służy im pewnie bardziej jako drogowskaz
niż przypomina o zagładzie.
O tym, że teren dawnego obozu trzeba zagospodarować
i ogrodzić, mówi się od kilku lat, choć
niszczeje przecież od czasu zakończenia
wojny.
Władze miasta postanowiły wreszcie się za
to zabrać, przeznaczając na ten cel aż 25
mln zł.
Konkurs na koncepcję zagospodarowania terenu
wygrała praca grupy Proxima.
PROJEKT
Plac apelowy, wg zwycięskiego projektu,
miałby być zaznaczony szeregiem podświetlanych
nisz (mają one symbolizować szeregi więżniów),
podświetlane miałyby być też fundamenty
baraków.
Głównym elementem projektu jest pomost,
postawiony w miejscu drogi obozowej, który
schodzi do podziemnego ''memoriału''.
Projekt przewiduje ustawienie wzdłuż pomostu
stanowisk multimedialnych prezentujących
historię miejsca.
Zamiast konwencjonalnego ogrodzenia, architekci
zaplanowali iluminowane ''słupy graniczne''.
Architekci z grupy Proxima zaznaczają, że
dziś ta przestrzeń jest nieczytelna i że
ich pomysł ma przybliżyć tragedię tego miejsca
ludziom współczesnym.
- Rozumiem, że to rozstrzygnięcie budzi
duże emocje, które wynikają z doświadczeń
osobistych - mówi Borysław Czarakcziew.
- Należy je uszanować.
Staraliśmy się na to zadanie tak odpowiedzieć,
aby nikogo nie bulwersowało.
Nie zamierzaliśmy tworzyć niczego kontrowersyjnego.
Czarakcziew mówi, że zależało im, aby przesłanie
płynące z cmentarzyska, dotarło do ludzi
młodych, którzy z wojną i obozami nigdy
się nie zetknęli.
PROTESTUJĄCY NAJGŁOŚNIEJ
To właśnie Krzysztof Bień ma osobiste doświadczenia,
które skłoniły go do zaprotestowania.
- W tym obozie zginął mój brat - denerwuje
się.
- To jest jedna wielka mogiła.
I nigdy nie pozwolę, aby tu kopać.
Trzeba tu zaznaczyć, że Bień, wraz z synem
Piotrem, również przygotowali koncepcję
zagospodarowania dawnego obozu i startowali
w konkursie.
Nie zyskała ona jednak uznania sędziów.
Bieniowie, poza tym, że uznają zwycięski
projekt za profanację, zarzucają mu niezgodność
z warunkami konkursu.
Ich zdaniem sąd w ogóle tej pracy nie powinien
był brać pod uwagę.
- Rozwiązania zawarte w pracy wprowadzają,
wbrew wytycznym, nowoczesne formy architektoniczne
i plastyczne - twierdzą Bieniowie.
- Proponowany pomost musi mieć fundamenty,
a nisze muszą być wykopane.
Nie można tak wielkich prac budowlanych
prowadzić na grobach.
Poza tym teren nie będzie ogrodzony.
Bieniowie powołują się też na tzw. prawo
halachiczne - to zasady wyznania mojżeszowego,
które zabraniają naruszania mogił.
SĘDZIOWIE ODPOWIADAJĄ
Bieniowie złożyli formalny protest.
Sąd konkursowy uznał go jednak za bezzasadny
i odrzucił.
W odpowiedzi jurorów możemy przeczytać m.
in. ''praca wspiera inicjatywy upamiętniające
i konserwatorskie z uwzględnieniem konieczności
jak największego zachowania pierwotnego
wyglądu i autentyzmu terenu''.
Zdaniem sędziów zwycięska praca we właściwy
sposób porządkuje teren i dobrze go oznakowuje,
a ogrodzenie rzadko rozstawionymi betonowymi
słupami ''we właściwy sposób symbolizuje
granice obozu''.
W jury, oprócz architektów, znależli się
również: Jerzy Zbiegień, miejski konserwator
zabytków, Magdalena Jaśkiewicz, dyrektor
Biura Planowania Przestrzennego, Andrzej
Wyżykowski, główny architekt miasta.
''Sąd konkursowy, w trakcie przewodu, powołał
biegłego w osobie pana Tadeusza Jakubowicza,
prezesa Gminy Żydowskiej w Krakowie, który
nie zakwestionował przedłożonego rozwiązania
projektowego'' - czytamy w piśmie jurorów.
Natomiast prezes Jakubowicz mówi, że czuje
się oszukany.
- Nie jestem architektem - denerwuje się.
- W ciągu niecałej godziny pokazano mi 9
prac, z których byłem raczej zadowolony.
Zrozumiałem, że cmentarze miały zostać ogrodzone
niewysokimi murami, wg starych map cmentarnych.
Miejsca baraków miały zostać wyróżnione
niską roślinnością.
Mnie zawsze bardzo zależało na uporządkowaniu
tego terenu, więc gdy w tej kwestii coś
drgnęło, byłem szczęśliwy.
Tadeusz Jakubowicz, jeszcze w trakcie trwania
konkursu, pisemnie zwrócił się z prośbą,
aby przy opracowywaniu projektów uwzględnić
stanowisko Gminy Żydowskiej.
- Nie znam się na architekturze - mówi rozżalony.
- Nikt mi nie wyjaśnił, że będą tam prowadzone
prace, które ingerują w strukturę ziemi.
Na to nigdy nie wyrażę zgody, gdyż religia
mojżeszowa tego całkowicie zabrania.
Prezes jest rozczarowany, bo, jak podkreśla,
zawsze, w imię dobrej sprawy, jest gotów
do rozmów i do porozumienia.
- Ja nie protestuję - zaznacza.
- Ja tylko chciałbym zwrócić uwagę, że projekt
ten dotyczy miejsca szczególnego.
Szkoda, że nikt z projektantów nie przyszedł
do mnie - mógłbym wiele spraw wyjaśnić.
GDZIE JEST MÓJ POMNIK?
- zastanawia się z kolei prof. Witold Cęckiewicz
- autor znanego pomnika Ofiar w Płaszowie
(we współparcy z Ryszardem Szczypczyńskim).
- Na żadnej z plansz nagrodzonej pracy nie
znalazłem ani pomnika, ani charakterystycznego
ukształtowania wielobocznego szańca, ani
otaczającej go fosy.
Wszystko zrównano z otaczającym terenem
- dziwi się profesor.
Uważa zresztą, że projekt wykazuje niezrozumienie
charakteru miejsca.
I jeszcze ciekawostka, na którą zwrócił
uwagę prof. Cęckiewicz: efekt podświetlenia
nisz będzie widoczny dopiero póżnym wieczorem,
gdy, najprawdopodobniej, nikt obozu odwiedzał
nie będzie.
Stanowczy sprzeciw - przeciwko werdyktowi
jury - wyraził także, działający przy Stowarzyszeniu
Architektów Polskich, Klub Architekta.
Do sprawy weszła już też i polityka.
Grażyna Fijałkowska, radna miejska, zwróciła
się do prezydenta miasta z interpelacją.
Domaga się unieważnienia konkursu.
O NAS - BEZ NAS
- My odchodzimy - mówi Józef Rosołowski,
prezes zarządu okręgu krakowskiego Polskiego
Związku byłych Więżniów Politycznych Hitlerowskich
Więzień i Obozów Koncentracyjnych.
- Było nas kilkanaście tysięcy, a teraz
z trudem mogę się doliczyć 300 osób.
Ja nie jestem w stanie zrozumieć jednej
sprawy: dlaczego nikt nie zapytał nas, byłych
więżniów, o zdaniu?
Rosołowski podkreśla, że zawsze bolał nad
stanem byłego obozu, ale to, co dzieje się
teraz, boli go jeszcze bardziej.
- Nie jestem stronniczy - zaznacza.
- Nie oceniam projektu.
Nie popieram pana Bienia, bo on jest osobiście
zaangażowany w konkurs, brał w nim udział,
chciał wygrać.
Ja muszę tylko powiedzieć, że to jest wielkie
cmentarzysko, i tu zgadzam się z prezesem
Gminy Żydowskiej.
Na cmentarz należy iść z powagą i zadumą.
Podświetlenie grobów mi do tego nie pasuje,
a przynajmniej nie w polskiej kulturze.
To taki jakiś hollywodzki pomysł.
TU ZGINĘŁY TYSIĄCE LUDZI: W 1942 r. w Płaszowie - na ok. 80 ha - utworzono
obóz pracy, który 2 lata póżniej przekształcony
został w obóz koncentracyjny.
Hitlerowcy dokonywali tu każni, a przed
likwidacją obozu skremowali zwłoki więżniów
i rozsypali praktycznie na całym terenie.
Obóz otaczało podwójne ogrodzenie z drutu
kolczastego i 12 wież wartowniczych.
Wcześniej na tym obszarze znajdowały się
austriackie szańce.
Część tego terenu należy do Gminy Żydowskiej;
przed wojną były tu 2 żydowskie cmentarze.
Nagrobków hitlerowcy użyli do wybrukowania
obozowej drogi.
Dziś w trawie można znależć tylko ich podstawy,
czyli macewy.
Od paru lat wolontariusze, głównie ze Stanów
Zjednoczonych, sukcesywnie odkrywają pozostałości
i porządkują cmentarze.
KONKURS: ''Za pełną wrażliwości
kompozycję przestrzenną przy minimalnej
interwencji w istniejący teren oraz za właściwie
wyważoną relację pomiędzy funkcją memoratywną
a parkową'' - takie było uzasadnienie jury,
które pierwszą nagrodę (30 tys. zł oraz
zaproszenie do przetargu) przyznało grupie
Proxima w składzie: Borysław Czarakcziew,
Sławomir Kogut oraz Mikołaj Iwańczuk.
II nagrodę (20 tys. zł) zdobył zespół Zvi
Hecker i Nadine Hill, a wyróżnienie (5 tys.
zł) zespół Mirosława Wiśniewskiego z Łodzi.
Tekst:
(SIE)
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 29 kwietnia
2007 r.