Nie chcą mieszkać wśród pól golfowych

 

Sobota, 12 maja, godz. 15:15, podkrakowski Bodzów.

Na jednej z działek trwa zebranie mieszkańców.

Około pięćdziesiąt osób w różnym wieku.

Pomiędzy nimi, nieświadome powagi chwili, ze śmiechem biegają dzieci.

Jedni przyjechali tu na rowerach, inni samochodami, jeszcze inni przyszli pieszo, często na przełaj przez pola.

Dyskusja trwa od paru minut i widać, że problem wywołuje niemałe emocje.

- Mieszkamy tu z dziada pradziada! - krzyczy starsza pani.

- Nie damy się oszukać! - słychać kolejne głosy.

Ci, którzy dopiero dotarli na zebranie, kiwają głowami i przyznają rację przedmówcom: - Skandal!

Urzędnicy chcą nas wykorzystać!

Obywatel nic dla nich nie znaczy!

Chór oburzonych głosów jest coraz silniejszy.

Sprawą, która tak bardzo wzburzyła mieszkańców Bodzowa, jest projekt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla obszaru ''Bodzów - Kostrze'' opracowany przez miejskie Biuro Planowania Przestrzennego.

Projekt jest jednym z wielu opracowywanych przez miasto planów, które mają opanować coraz większy chaos budowlany i urbanistyczny.

Plany określają m. in., jakie tereny zostaną przeznaczone pod zabudowę, jakie pod obszary zielone, a jakie pod uprawę, jaki będzie przebieg dróg i gęstość zabudowy.

Mają wyznaczać kierunek harmonijnego rozwoju objętego nimi obszaru na wiele lat.

- Tak powinno być w założeniu.

Tymczasem to, co zobaczyliśmy w projekcie planu wyłożonym do publicznego wglądu w siedzibie Biura Planowania Przestrzennego przy ulicy Sarego, wprawiło nas w osłupienie - mówi Lech Głębocki, jeden z właścicieli gruntów w Bodzowie zaangażowany w protest.

- Okazało się, że biuro przewidziało w Bodzowie i sąsiednim Kostrzu tereny zielone dla Krakowa objęte zakazem zabudowy.

Oznacza to, że żaden z mieszkańców nie będzie mógł nic wybudować na swojej własnej ziemi!

Mało tego, wartość działek, które posiadamy, gwałtownie spadnie! - wyjaśnia Głębocki.

Oburzenie mieszkańców tłumnie odwiedzających siedzibę Biura Planowania przy ul. Sarego 4 wzrosło, gdy w projekcie planu wyczytali, że jednym z perspektywicznych celów inwestycyjnych dla Bodzowa i Kostrza jest budowa... pola golfowego.

- W planie znależliśmy zapis, że w przyszłości może się tu znależć pole golfowe oraz korty tenisowe z infrastrukturą, a zatem hotelami, restauracjami, dojazdami, parkingami, budynkami zaplecza itd., itd.

To przecież jakiś absurd! - irytuje się Bogdan Smok, przewodniczący Rady Dzielnicy VI i właściciel działki w Bodzowie.

Temat pola szczególnie irytuje mieszkańców: - Będziemy chyba podawać piłeczki golfistom!

A grać będą między naszymi domami! - słychać głosy zebranych.

Rzeczywiście, wprawdzie w miarę ciągła zabudowa na terenie objętym planem koncentruje się wzdłuż dróg, jednak w całym Bodzowie gołym okiem widać ożywiony ruch budowlany.

Na płaskim terenie nad Wisłą, na dawnych pastwiskach i polach uprawnych wyrastają nowe domy jednorodzinne, a nawet szeregowce na sprzedaż, budowane tu i ówdzie przez krakowskich deweloperów.

Obszar poszatkowany jest zabudową, co założenie pola golfowego czyni mocno problematycznym.

Intensywny rozwój budownictwa też rodzi pewne konflikty.

- Nie wszyscy mieszkańcy dostają zezwolenia na budowę, otrzymują je natomiast deweloperzy.

Dojdzie do sytuacji, że my, żyjący tu z dziada pradziada, nie będziemy mogli wybudować domów naszym dzieciom, a na naszych działkach zamieszkają obcy - słychać czyjąś emocjonalną wypowiedż.

Kłopoty z uzyskaniem tzw. WZ-tki potwierdza Bogdan Smok, który sam od wielu lat bezskutecznie stara się o warunki zabudowy dla swojej działki.

- Teren jest mocno rozdrobniony i rozparcelowany, ponadto stoją tu domy, których nie uwzględniono na planie wyłożonym przy Sarego.

Pomysł z polem golfowym jest co najmniej dziwny - mówi Lech Głębocki.

Inny powód niezadowolenia zebranych na spotkaniu mieszkańców Bodzowa i Kostrza to przeznaczenie tych terenów na obszary zielone.

Według planu ma tutaj powstać park rzeczny doliny Wisły z zielenią otwartą, a także... ogród botaniczny.

- Określenie tych terenów jako zielone zdecydowanie obniży ich wartość - zauważa przewodniczący Dzielnicy VIII Arkadiusz Puszkarz, obecny na zebraniu.

Według rozeznania mieszkańców objęte zakazem budowy obszary zielone obejmą około 90 procent z 546 hektarów Bodzowa i Kostrza ujętych w planie.

Na tereny pod budownictwo planiści przeznaczyli jakieś 5 procent.

- Zakaz budowy sprawi, że właściciele zdecydują się pozbyć tych gruntów za grosze.

A wtedy może rzeczywiście pojawi się inwestor, który je wykupi i zrobi tu pole golfowe.

Zadałem pytanie urzędnikom z Biura Planowania Przestrzennego: co stanie się z tymi wszystkimi domami, które już tu stoją - czy zostaną może wykupione i zburzone?

Niestety, nie uzyskałem odpowiedzi... - denerwuje się radny Smok.

Jego zdaniem parki powinny być tworzone przede wszystkim na terenach gminnych, a nie prywatnych, które w dodatku należy dopiero wykupić i scalić: - Przeprowadziłem rozmowę w Wydziale Skarbu i dowiedziałem się, że miasto kompletnie nie ma pieniędzy na taką inwestycję.

Mało tego, gmina ma kłopoty z utrzymaniem już posiadanych parków.

Oburzenie zebranych na spotkaniu mieszkańców jest coraz większe.

Co chwilę słychać głosy, że nie należy się poddawać, że trzeba walczyć i po sprawiedliwość iść nawet do Strasburga.

Wśród zebranych krąży wzór pisma, jakie należy składać w Biurze Planowania Przestrzennego.

W piśmie zatytułowanym ''Uwagi do projektu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla obszaru Bodzów - Kostrze'' przeczytać można: ''Nie zgadzam się z przeznaczeniem działki nr..., położonej przy ul.... pod zieleń parkową Doliny Wisły - 2ZPW, którego podstawowym przeznaczeniem jest ogólnie dostępna zieleń parkowa.

Proszę o przeznaczenie ww. działki pod zabudowę mieszkaniową''.

Fragmenty ''nie zgadzam się'' i ''proszę o przeznaczenie pod zabudowę mieszkaniową'' wybito tłustym drukiem.

Organizatorzy protestu namawiają do masowego składania wniosków w siedzibie biura przy ul. Sarego.

O tym, że desperacja mieszkańców jest duża, świadczy wybijające się w gwarze głosów pytanie: - A czy można bronić swojej własności widłami?!

Druga runda sporu o projekt planu rozegrała się w poniedziałek, 14 maja.

O godz. 14:30 w Urzędzie Miasta Krakowa zgodnie z procedurą przewidziano tzw. dyskusję publiczną nad rozwiązaniami przyjętymi w projekcie planu.

Ilość przybyłych na dyskusję mieszkańców wyrażnie zaskoczyła urzędników.

Sala Portretowa pałacu Wielopolskich wypełniła się do ostatniego miejsca.

Ludzie siedzieli na dostawionych krzesłach, stali pod ścianami, pod oknami, w drzwiach i na korytarzu, a nowo przychodzący nie mieścili się już w środku.

W takiej sytuacji organizatorzy zdecydowali się przenieść spotkanie do sali obrad Rady Miasta.

- Dotychczas na takich dyskusjach bywało nie więcej niż 30 - 40 osób.

Stąd nasze początkowe zaskoczenie - usprawiedliwiał się jeden z miejskich urzędników.

Naprzeciw ponaddwustuosobowej, bojowo nastawionej reprezentacji mieszkańców Bodzowa i Kostrza stanęła mała grupka pracowników Biura Planowania Przestrzennego UMK (w tym jego szefowa Magdalena Jaśkiewicz), autorzy planu oraz miejscy specjaliści od ochrony środowiska.

Dyskusję rozpoczął Jacek Piórecki, kierownik Pracowni Urbanistycznej BPP: - Plan Bodzów - Kostrze ma w dużej mierze charakter ochronny, mający na celu ochronienie tych terenów zgodnie ze wskazaniami studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta Krakowa.

Plan został podjęty w celu utrzymania w maksymalnym stopniu terenów zielonych.

Nie można powiedzieć, że tereny te są bez wartości, bo mają wartość przyrodniczą.

To ostatnie stwierdzenie wywołało głośny śmiech publiczności i okrzyki: - Kpiny pan sobie z nas robi?!

Tak już miało do samego końca dyskusji - zebrani śmiechem kwitowali opinie, z którymi się nie zgadzali (głównie wypowiedzi urzędników), a oklaskami nagradzali te, które wzbudziły ich aprobatę.

Z prezentacji planu przedstawionej przez przedstawicielkę biura wynikało, że obejmuje on obszar 546 hektarów między osiedlami Kostrze, Skotniki, Bodzów i Kampusem UJ.

Tereny te utrzymywane dotychczas do użytkowania rolniczego, według opracowania naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego, mają dużą wartość przyrodniczą (zwłaszcza Góra Bodzowska oraz tzw. Szerokie Łąki) i przeznaczone są do ochrony.

Inwestycją celu publicznego ma być tutaj ogród botaniczny.

Przewidziano także stworzenie parku rzecznego będącego ''elementem korytarza ekologicznego doliny Wisły''.

W oparciu o dwa forty: Winnica i Bodzów powstać ma też park kulturowy Bodzów, który ''będzie oferował funkcję wypoczynkową dla mieszkańców Krakowa''.

Zdecydowana większość objętych planem terenów ma charakter nieinwestycyjny, podlegający ochronie i objęty zakazem zabudowy.

Po prezentacji przystąpiono do wymiany argumentów.

Pierwszy głos z sali był bardzo emocjonalny i nadał ton całej dyskusji.

- Dlaczego nie uzgodniliście z ludżmi, że robicie taki plan?!

Ludzie nie mają gdzie mieszkać, a wy robicie park?

Czy wam - wykształconym- mózgi się już psują?

Nie widziałem takiego dziadostwa! - krzyczał na mównicy starszy pan, mieszkaniec Kostrza, wywołując aplauz publiczności.

- Ma być park, a w nim korty, hotele, restauracje, kawiarnie.

Dla kogo to wszystko, skoro nie pozwolicie budować domów ludziom? - pytano.

- W zapisach planu nie ma wskazania na hotele i korty.

Jest zapis o usługach turystycznych - argumentował Jacek Piórecki.

- No właśnie! - z triumfem odpowiedziała sala.

- Niedawno przed Trybunałem Praw Człowieka został przegrany przez jedno z wpływowych europejskich miast proces w bardzo podobnej sprawie.

Daję to państwu pod rozwagę - ostrzegał urzędników przedstawiciel mieszkańców Józef Kruk.

- Te tereny nie miały statusu terenów budowlanych i plan nic tu nie zmienia.

Jeżeli po uchwaleniu wykażecie państwo, że wasze prawa własnościowe zostały uszczuplone, z mocy ustawy przysługuje wam roszczenie o odszkodowanie lub zamianę - próbował tłumaczyć Jacek Piórecki.

W obronie mieszkańców stanęli przybyli na spotkanie radni miejscy.

- Moim zdaniem plany powinny być robione dla ludzi.

Myślę, że na komisji planowania przestrzennego i na obradach Rady Miasta znajdzie się większość, która będzie państwa wspierać - deklarował radny Łukasz Osmenda.

Radna Barbara Mirek - Mikuła stwierdziła natomiast, że plan opracowuje Biuro Planowania Przestrzennego, ale uchwala go Rada Miasta i to ona bierze za niego odpowiedzialność moralną.

Następnie zapytała: - Ilu z państwa przyszło tutaj, by móc się w przyszłości wybudować na swojej działce?

Ręka do góry!

Odpowiedzią na wezwanie radnej był las uniesionych rąk.

O rozsądek i spokojną dyskusję apelował radny Grzegorz Stawowy, przewodniczący miejskiej komisji planowania przestrzennego.

- Apeluję do państwa o składanie swoich uwag na piśmie.

Mam świadomość, że podczas głosowania w komisji jednym podniesieniem ręki możemy kogoś zrobić milionerem lub bankrutem.

Ale przed tym głosowaniem musimy wiedzieć, jakie są wasze postulaty.

Gwałtowne oklaski i potakiwania publiczności wywołała wypowiedż z sali: - Od dwóch lat spółka Salwator buduje przy ulicy Wielkanocnej w Bodzowie osiedle domów jednorodzinnych.

Tymczasem nikt z nas od dawna nie może dostać WZ-tki na budowę własnego domu!

Równie gorąco oklaskiwano wypowiedż Bogdana Smoka: - Gdyby Mieszko I i Bolesław Chrobry słuchali swoich planistów, dziś na wzgórzu wawelskim mielibyśmy park jurajski, a zamek królewski byłby gdzieś daleko!

Jeszcze większą aprobatę wzbudził skierowany do urzędników zarzut radnego Smoka: - Państwo chcielibyście sprowadzić do Bodzowa dinozaury i zrobić park, a mieszkańcy niech się budują na Księżycu!

Lech Głębocki przedstawił historię Bodzowa i Kostrza, które były niegdyś częścią prywatnego majątku, a ich dzisiejsi mieszkańcy zakorzenieni są tam od pokoleń.

Domy wybudowane przez nich przed laty nie spełniają współczesnych wymogów technicznych, a jedynym wyjściem jest budowa nowego domu na działce należącej do ojców i dziadków.

Znamienna była opinia rzucona przez jednego z mówców: - Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.

Miasto Kraków również ma prawo robić pieniądze, ale dlaczego naszym kosztem?

Aprobatę zyskał wniosek o powołanie komitetu lub stowarzyszenia, które będzie walczyć o zablokowanie planu.

W miarę upływu czasu dyskusja stawała się coraz bardziej emocjonalna i chaotyczna.

Przedstawiciele miasta wydawali się zagubieni, a ich argumentacja wypadała blado.

O temperaturze ponadtrzygodzinnej wymiany zdań niech zaświadczy nieustanna obecność czterech strażników miejskich czuwających na wszelki wypadek w holu urzędu...

Dalsze losy feralnego planu zależeć teraz będą od determinacji protestujących, którzy zapowiadają masowe składanie wniosków o jego zamianę.

Następnie wnioskami i samym planem zajmie się prezydent miasta, miejska komisja planowania, a na samym końcu Rada Miasta.

- Na tym obszarze tereny prawie w stu procentach są w rękach prywatnych, gruntów gminnych tam nie ma.

Miastu brakuje pieniędzy na wykup i na inwestycje.

Ten plan to jakaś fikcja... - wzdycha przewodniczący komisji Grzegorz Stawowy.

Tekst: Paweł Stachnik
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 20 maja 2007 r.

Zobacz Także

blog You tube facebook Twitter

Kontakt


E-mail: fortyck@fortyck.pl

Fortyck.pl