Plan niezgody - finał
Emocjonujący finał miał spór o projekt planu zagospodarowania przestrzennego Bodzowa i Kostrza.
- Jeszcze dziś nie mogę ochłonąć z tego wszystkiego - mówi Halina Kossowska, sekretarz rady mieszkańców, która organizowała protest.
Wtorek, 18 grudnia, godz. 14:30.
Komisja Planowania Przestrzennego i Ochrony Środowiska Rady Miasta Krakowa zbiera się w magistrackiej sali na zwykłym posiedzeniu.
Wiele wskazuje na to, że nie będzie to jednak zwykłe posiedzenie.
Sala wypełniona jest bowiem publicznością, która zajmuje wszystkie wolne krzesła, a co rusz przybywa ktoś nowy.
To mieszkańcy Bodzowa, Kostrza, Pychowic i Skotnik, protestujący przeciwko projektowi planu zagospodarowania przestrzennego tych obszarów.
Właśnie dziś komisja ma wydać opinię dla tego projektu.
Spór rozgorzał wiosną tego roku.
Opracowany przez miejskie Biuro Planowania Przestrzennego projekt przewidywał na ponad 90 proc. objętego nim obszaru (w sumie 550 hektarów) chronione tereny zielone (m. in. parki i duży ogród botaniczny), a także pole golfowe i korty tenisowe wraz z infrastrukturą.
Takie przeznaczenie terenu wzbudziło gorący sprzeciw mieszkańców, w większości od pokoleń właścicieli tamtejszych gruntów.
Liczyli bowiem na możliwość przekształcenia działek z rolnych na budowlane.
Tymczasem w planie pod budownictwo przewidziano zaledwie ułamek rozpatrywanego obszaru.
W takiej sytuacji mieszkańcy powołali komitet protestacyjny i rozpoczęli zbieranie podpisów pod pismem skierowanym do prezydenta miasta Jacka Majchrowskiego.
Protest poparło kilkaset osób, także Rada Dzielnicy VIII negatywnie opiniując plan.
Inną formą walki było składanie w miejskim Biurze Planowania Przestrzennego wniosków o jego zmianę.
Niestety, na 796 złożonych uwag biuro uwzględniło jedynie 56 wniosków, w większości i tak nie pochodzących od mieszkańców.
740 uwag nie uwzględniono w ogóle.
W takiej sytuacji protestujący rozwinęli szeroką akcję informacyjną, starając się dotrzeć ze swoimi postulatami do radnych miejskich, urzędników, posłów i prezydenta miasta.
Jaki efekt dała akcja można było się przekonać na wtorkowym posiedzeniu Komisji Planowania.
Najpierw założenia planu przedstawiła dyrektor Biura Planowania Przestrzennego Magdalena Jaśkiewicz.
W wielu miejscach publiczność przerywała jej głośnymi uwagami i okrzykami niezadowolenia.
Największe zniecierpliwienie wywołała część prezentacji dotycząca przyrodniczych walorów objętego planem terenu.
- Obszar ten został wyrażnie określony w studium uwarunkowań jako jeden z tych, które posiadają największe wartości przyrodnicze i krajobrazowe.
Dlatego w 2005 r. przystąpiono do opracowywania planu zagospodarowania przestrzennego o charakterze ochronnym - mówiła dyrektor Jaśkiewicz.
Szczegółowo walory przyrodnicze terenu przedstawił Paweł Mleczko z Biura Planowania Przestrzennego.
Jego stwierdzenia, że łąki kostrzańskie są ostoją wielu cennych gatunków roślin wywoływały uwagi typu: - Ptaszki i motylki są ważniejsze niż my!
Zrozumienia nie znalazły też argumenty, że rozpatrywany obszar jest zagrożony powodzią.
- Pięćdziesiąt lat tam mieszkam i nie było prawdziwej powodzi!
Były wylewy, ale nie powodzie! - krzyczał jeden z mieszkańców.
Planu bronił obecny na posiedzeniu wiceprezydent Kazimierz Bujakowski, odpowiedzialny za rozwój przestrzenny Krakowa.
- Plan zagospodarowania przestrzennego jest po to, by wskazać, które obszary miasta są przeznaczone pod zabudowę, a które nie.
Opracowanie planu poprzedzone jest zawsze długotrwałą, wnikliwą i drobiazgową analizą - mówił.
Uwagi do planu mieli także radni z Komisji Planowania.
Radny Włodzimierz Pietrus pytał, wzbudzając rozbawienie publiczności, dlaczego w dwóch wersjach planu, jakie do niego dotarły, te same cieki wodne raz występują jako rowy melioracyjne, innym razem zaś jako strumienie.
- Dla kogo właściwie jest ten plan? - pytała radna Miłek - Mikuła.
Z kolei przewodniczący komisji Grzegorz Stawowy wypunktował nieścisłości i niekonsekwencje rozwiązań przyjętych w projekcie.
Po wystąpieniach radnych głos zabrali mieszkańcy.
Ich stanowisko przedstawił przewodniczący komitetu protestacyjnego Józef Kruk.
Zarzucił projektowi m. in. rażące naruszenie proporcji między terenami przeznaczonymi pod zieleń i pod zabudowę mieszkaniową (według jego wyliczeń pod zabudowę przeznaczono w planie zaledwie 0,8 proc. powierzchni), zaplanowanie parków i terenów zielonych na prywatnych gruntach, brak planu finansowego zabezpieczającego środki na wykup terenów, pozbawienie dużej liczby mieszkańców możliwości wzięcia udziału w publicznej dyskusji nad planem ze względu na wprowadzającą w błąd nazwę.
Podkreślił zdecydowany i jednomyślny protest społeczności Bodzowa, Kostrza, Pychowic i Skotnik.
- Absolutnym bezsensem jest planowanie na prywatnych terenach ogrodu botanicznego o takich rozmiarach - 193 hektary.
Żadne miasto w Europie nie mogłoby sobie na to pozwolić.
My jesteśmy ubezwłasnowolnieni, a deweloperzy robią tam, co chcą - argumentował przewodniczący.
Wystąpienie zakończył apelem: - Postulujemy, aby w przedmiotowym planie tereny te zostały zakwalifikowane jako tereny budownictwa mieszkaniowego o niskiej zabudowie i intensywności, wokół których wyrosną piękne ogrody.
Im dłużej dyskutowano, tym głosy mieszkańców były coraz bardziej emocjonalne: - My nie możemy się budować, a deweloperzy już stawiają tam domy!
Wydzwaniają do nas i namawiają na sprzedaż ziemi!
- Kto pozwolił na zniszczenie Góry św. Anny przy ul. Widłakowej, gdzie zbudowano willę?
- Dlaczego się nas tak traktuje?
Jeden z mówców, przedstawiający się jako najstarszy mieszkaniec Pychowic, naświetlił sytuację przyrodniczą od nieco innej strony: - Te cenne rośliny zostały już dawno wykoszone, a ptaki dawno przepłoszone przez rajdowców.
Jedyne ptaki, jakie się tam lęgną, to sroki!
Publiczność nagrodziła jego wypowiedż oklaskami.
Najbardziej dramatyczna była jednak wypowiedż Haliny Kossowskiej, sekretarza komitetu protestacyjnego.
Zarzuciła obecnemu na sali wiceprezydentowi Bujakowskiemu mijanie się z prawdą i brak zainteresowania mieszkańcami.
- Pytam się: kto ma stanąć w naszej obronie?
W naszej sprawie pójdziemy nawet do Strasburga!
Gdy kończyła się druga godzina emocjonalnej dyskusji, radna Grażyna Fijałkowska zaproponowała niespodziewanie, by komisja już teraz, na tym posiedzeniu, wyraziła w głosowaniu opinię o planie: - Znamy argumenty wszystkich stron, dalsza dyskusja nie wniesie już nic nowego.
Prowadzący obrady Grzegorz Stawowy poparł wniosek i radni przystąpili do głosowania.
Projekt planu przy braku głosów przeciwnych, siedmioma głosami za, uzyskał negatywną opinię komisji.
Wynik głosowania publiczność przyjęła gorącymi oklaskami.
Drugi akt sporu rozegrał się nazajutrz.
W środę, 19 grudnia z projektem planu zagospodarowania przestrzennego obszaru Bodzów - Kostrze zapoznać się miała Rada Miasta Krakowa.
Na jej posiedzenie tradycyjnie już w dużej liczbie przybyli mieszkańcy Bodzowa, Kostrza, Pychowic i Skotnik zaopatrzeni w transparent i siłę swoich argumentów.
Atmosfera była równie gorąca jak na posiedzeniu komisji.
Mimo, że sesja rozpoczęła się rano, pierwsze czytanie projektu planu odbyło się dopiero około godz. 22, jako 34. punkt porządku (sesję zdominowało uchwalanie budżetu).
- Jeszcze we wtorek pojawił się pomysł, aby dokonać zmiany planu i dopuścić w nim zabudowę mieszkaniową wzdłuż ulic.
Nie znalazło to jednak uznania protestujących.
Radny Osmenda złożył więc wniosek, by od razu, bez drugiego czytania, głosować nad projektem - mówi radny Grzegorz Stawowy, przewodniczący Komisji Planowania.
Za odrzuceniem planu było 26 radnych, przeciw 8, a wstrzymało się 3.
Tym samym Rada Miasta odrzuciła plan, a protestujący mieszkańcy odnieśli sukces.
- Jeszcze dziś nie mogę ochłonąć z tego wszystkiego - wzdycha Halina Kossowska.
Emocje studzi radny Stawowy: - Odrzucenie planu oznacza, że 550 hektarów powierzchni miasta nie jest w żaden sposób chronione przed chaotyczną zabudową.
Deweloperzy będą teraz mogli na podstawie WZ - ek robić, co chcą.
Przypuszczam, że za jakiś czas mieszkańcy sami uznają, że plan jest potrzebny.
Tekst:
Paweł Stachnik
Źródło: ''Dziennik Polski'' z dnia 23 grudnia
2007 r.